Ja razem z Alex postanowiłyśmy pojechać w teren ponieważ nikt inny nie mógł. Był chłodny i jesienny wieczór a rano trenowałyśmy z naszymi końmi więc były zmęczone, dla tego ona pojechała na Namkhaju, a ja na Kilimandżaro. Pierwszy raz jechałam na tej klaczy, ale była wygodna, a poza tym bardzo mi się podobała. Wyjechałyśmy na polany po których swobodnie galopowałyśmy omijając tym samym gaj brzozowy, a potem Alex poprowadziła mnie przez las pod górę. Zobaczyłyśmy rozstaje i zdecydowałyśmy że skręcimy w lewo. Niestety po chwili musiałyśmy się przedzierać przez straszne krzaki.
- Czekaj - powiedziała stając bo dalej byśmy się już nie przedarły.
- Zgubiłaś się?! - spytałam przestraszona, podniecona i rozbawiona na raz.
- No, yyy...można tak powiedzieć. Bo według mnie powinnyśmy być już nad strumykiem. Ale ja tu nie widzę przejścia. Na pewno z Kaylą jechałyśmy jakoś inaczej...
- Może wtedy przy tym rozstaju miałyśmy skręcić w prawo, tam gdzie pisało na znaku "Agroturystyka, coś tam, coś tam".
- Może...Chodź zawracamy.
Zawróciłyśmy i zaczęłyśmy zjeżdżać powoli w dół po błocie. Nagle Namek poślizgnął się niebezpiecznie i Kili się spłoszyła. Już myślałam, że Namek się przewróci ale Alex zdołała usiedzieć w siodle i powstrzymać go przed tym. Kiedy wreszcie zjechałyśmy na dół skręciłyśmy w prawo przy rozstaju. Przejechałyśmy kawałek i przed nami ukazało się kolejne rozstaje.
- Aaa gdzie teraz? - spytałam niepewnie.
- Eeee...jeśli to jest tu to powinnyśmy znowu skręcić w prawo...
- A jeśli tu z kolei trzeba było skręcić w lewo?! To może być podchwytliwe!
- Co?
- No to, że najpierw trzeba w prawo, potem w lewo.
- No dobra - powiedziała i pojechałyśmy stępem w lewo. Wyjechałyśmy z lasu i wjechałyśmy na drogę w samym środku wsi.
- Alex, czy ten strumień był w miasteczku? - zaśmiałam się zrywając z drzewa jabłko i podając je Kili.
- Tak, przejeżdżałyśmy przez jakąś wieś na pewno - odpowiedziała.
- No dobra, ale ile tam jechałyście bo już się ściemnia. Może kogoś zapytamy czy tu jest strumień.
- Zapytać kogoś o strumień?! Proszę cię strumieni może być tu wiele! Tylko ja i Kayla wiemy jak wyglądał tamten - powiedziała ale ja już podjechałam do jakiejś pani idącej z zakupami.
- Przepraszam, czy gdzieś tu w okolicy jest strumień? - spytałam i nawet się nie zastanowiłam jak to głupio zabrzmiało.
- To zależy jaki strumień, bo owszem w lesie jest pełno strumieni - powiedziała widocznie zdziwiona i zirytowana - ale jeśli chodzi wam o rzekę za wsią to od razu tak mówcie - i poszła...
- Alex! Słyszałaś? Mówi, że tu jest rzeka!
- No i co z tego? Wracamy, nie znajdziemy tego strumienia, masz rację ściemnia się. Zawróciła konia a ja pojechałam posłusznie za nią.
Po drodze powrotnej znów się zgubiłyśmy i tym razem już nie na żarty, bo było ciemno, a my pojechałyśmy zupełnie inną drogą. W końcu Alex nie wytrzymała i zadzwoniła do Kayli. Wszystko jej opowiedziała i okazało się, że Kayla nie wie gdzie jesteśmy, ale Angelica wie.
W końcu przyjechała po nas samochodem z przyczepą. Zdążyłyśmy juz rozsiodłać konie i powiesić sprzęt na drzewach. Teraz wszystko zapakowałyśmy, wprowadziłyśmy konie do przyczepy i wsiadłyśmy.
- Jak się tu znalazłyście? - spytała Angelica - Przecież to jest daleko od stadniny!
Opowiedziałyśmy jej wszystko dokładniej, a ona zaczęła się z nas śmiać - Pojechałyście do "Agroturystyki" tak? Alex, przecież wy skręciłyście źle już pół kilometra wcześniej!
- Niby gdzie? - spytała.
- Miałyście jechać prosto przez gaj brzozowy a nie ominąć go! - wsyztskie się roześmiałyśmy.
Kiedy wróciliśmy, popijając herbatę opowiedziałyśmy o tym Kayli, która również się z nas śmiała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz