czwartek, 18 września 2014

Od Jess'a

Chodź nie czuję, że spałem, rano mam posklejane powieki, a pościel wygląda, jakby rył w niej kret. Niebo za oknem jest błękitne prawie jak w dzień, dlatego uznaję, że nie ma znaczenia , która jest godzina, skoro i tak się już obudziłem. Dość długo stoję, drżąc w swojej piżamie i kontempluje zawartość mojej komody. Nie wiem czy będzie mi dzisiaj zimno, kiedy już trochę pojeżdżę, i nie wiem, czy być jednak ubrany w moje białe bryczesy.
Wreszcie wkładam to co zwykle – wygodne szare bryczesy i czerwoną koszulkę. Na to wciągam na siebie bluzę, którą mama kupiła mi na gwiazdkę. Lubię myśleć o tym, że wiąże się z nim to całe szaleństwo bożonarodzeniowe i przypominać sobie uśmiech matki, która wręcza mi pakunek. ***
Kayla już nie śpi, stoi w kuchni przy zlewie. Ma na sobie jeździeckie obuwie i pewnie wygląda o wiele bardziej profesjonalnie ode mnie. W powietrzu unosi się jakiś ostry zapach , prawie ładny: coś jakby węgiel – przypieczony stek albo świeża grzanka.
- Angelica już wstała? – pytam.
Zaglądam niepewnie do szafki, nie chcąc za bardzo interesować się co tak właściwie wyrabia Kayla. Jednak po przejrzeniu szafki nie jestem pewny, czy mam ochotę jeść.
- Już pojechała – mówi cicho.
Spoglądam na nią zaciekawiony.
- Ale gdzie?
- Na zawody konne. Obiecała, że weźmie mnie ze sobą, ale ostatecznie powiedziała, że mam pilnować domu… To chyba przez to zadanie domowe… Jakby zgadła, że nie zrobiłam tego sama – westchnęła, pochylając się nad zlewem – A tak właściwie… Ja… tutaj…
Stawia przede mną na stole kubek z wystającą łyżeczką, cały wysmarowany czymś, co jest w środku, w sposób, który gwarantuje, że na stole zostanie mokre kółko. Dopiero teraz dociera do mnie, że w kubku jest gorące kakao, bo unosi się nad nim para.
- Sama zrobiłaś?
Kayla zerka na mnie.
- Nie, Święty Antonii przyniósł mi w nocy.
Jestem zszokowany zarówno jej nagłym poczuciem humoru, jak i tym, co mi przygotowała. Dostrzegam porzucone na kuchennym blacie naczynia, których użyła do przygotowania kakao, i teraz jestem pewien, że źródłem zapachu, który jest w powietrzu, jest wylane na gorący palnik mleko, ale wobec jej intencji nie ma to najmniejszego znaczenia.
- Z jakiej to okazji? – uśmiecham się zmieszany.
Kayla siada z własnym kubkiem kakao po przeciwnej stronie stołu.
- Chciałam ci jakoś podziękować za wczoraj.
- Dzięki – mówię całkowicie zaskoczony, ponieważ nie sądziłem, że zrobi dla mnie coś takiego.
- Posoliłam - dodaje
Próbuję. Kakao jest smaczne. Jeżeli jest tam sól to nie wyczuwam jego smaku wśród pływających wysepek częściowo rozpuszczonego proszku. Grudki przyjemnie rozpuszczają się w ustach. Nie wiem czy Kayla robiła kiedykolwiek kakao w swoim życiu ale to jest zdecydowanie najlepsze.
- Nie czuję soli.
- Sól – tłumaczy dziewczyna – sprawia, że kakao staje się słodsze.
Pomysł, że coś, co nie jest słodkie, mogłoby sprawić, że coś innego będzie słodsze, wydaje mi się strasznie głupi, ale daję temu spokój. Mieszam kakao i rozgniatam kilka grudek na ścianie kubka.
Kayla wie, że jej nie wierzę.
- Zapytaj w pobliskiej piekarni. Do niej chodzi codziennie Johanna na śniadanie. Widziałam, jak robią muffinki czekoladowe. Z solą.
- Nie powiedziałem , że ci nie wierzę. W ogóle nic nie powiedziałem – wychylam się spod mojego kubka z kakao.
Też rozgniata grudki we własnym kubku .
- Wiem, że nic nie powiedziałeś.
Nic więcej nie dodaje. Bierze łyk gorącego napoju i odlatuje gdzieś daleko. Ja też w ciszy popijam kakao, uważając by nie oparzyć się w język.
Zastanawiam się czy myśli, że jest zła na swoją mamę albo wyobraża sobie co w tej chwili robi. A może już zapomniała o tej sytuacji…? W każdym bądź razie ja nie mam pojęcia jak zacząć rozmowę. Ale w końcu zdesperowany pytam:
- O czym myślisz?
Kayla przez długą chwilę nie odpowiada. A ja zaczynam się zastanawiać czy na pewno zadałem pytanie, czy też tylko sobie tego nie wyobraziłem.
- A co ty byś zrobił na moim miejscu? Bardzo chciałam z Angelicą jechać na te zawody… Tam są takie piękne konie. A ona od tak pojechała beze mnie… a obiecała – patrzyła się w kubek.
Udawałem, że przez chwilę się zastanawiam.
- Zrobiłbym własne zawody – odparłem.
Dziewczyna popatrzyła na mnie zdziwiona.
- Ale jak? – nie za bardzo rozumiała.
Popatrzyłem na nią z uśmiechem.
- Normalnie. Co powiesz na: Ty i Geronimo przeciwko mnie na Mistrallu. W końcu jeśli Angelica pojechała to mamy całą ujeżdżalnie dla siebie, chyba, że ktoś się do nas dołączy.
- A jaka będzie nagroda? – zapytała, przerywając mi.
- A co uważasz, że wygrasz? – zaśmiałem się.
Kayla popatrzyła na mnie z chytrym uśmieszkiem.
- Nie widziałam jeszcze jak skaczesz ale zawsze mogę spróbować – odstawiła swój kubek – Ten kto przegra kupuje wygranemu marchew dla koni.
- Okej – wstałem - Coś czuję, że się u was wszystkich zadłużę. Najpierw u Criss’a a teraz u ciebie.
- Nic nie jest pewne – zaśmiała się, zakładając swoje sztylpy – Ej, ale na co czekasz? Chodź – machnęła do mnie ręką, widząc jak jeszcze dopijam swoje kakao.
Odstawiłem kubek do zlewu i podszedłem do Kayli, która wydawała się jakby już zapomniała, o tym, że jej mama nie zabrała ją na zawody. Na jej twarzy zagościł uśmiech podekscytowania i raźnie otworzyła drzwi.
- Założymy się kto pierwszy osiodła konia? – zapytała trącają mnie łokciem w brzuch.
Zaśmiałem się.
- Czas, start!

Kayla???

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz