Leżałam na ziemi, a świat w okół mnie zdawał się wirować. Przez piewrwszą chwilę miałam przed sobą lekko zamazany obraz, ale wrażenie znikło po paru sekundach. Jak to się stało? Nie czułam prawej ręki. Wszyscy czyli Kayla, Emma, Jesse i Cole oraz Johanna zebrali się nade mną. Wtedy zobaczyłam jak przez bramkę wchodzi na ujeżdżalnię Tiffany i z ze zdziwieniem zaciekawieniem przygląda się sytuacji, a nie była ona miła.
- Nic ci nie jest? - pytała Johanna z lekko niemieckim akcentem.
- Ee...no nie wiem - wymamrotałam. Spróbowałam ruszyć obolałą ręką ale skrzywiłam się z bólu. - Chyba...chyba złamałam rękę...
- Możliwe - nie pociaszyła mnie instruktorka. - Boli cię tu...
- Aaahhh... - jęknęłam.
- ...Czyli boli. Złamana - jeszcze mniej mnie nie pocieszyła. - Trzeba cię zawieźdź do szpitala. Reszta niech rozsiodła i wyczyści swoje konie. Następny trening grupowy odbędzie się w takim razie po kolacji. Kayla, jakbyś mogła, zajmij się też koniem Lindy - kiedy to powiedziała spojżałam w lewo i dopiero teraz dostrzegłam jakby smutek w oczach Jaspisa, który z wiszącymi strzemionami i wiszącymi wodzami stał z boku. Biedny Jaspis, to nie jego wina, musiał się nieźle przestraszyć, ale co za idiota jeździ koło stadniny motocyklem?
Wszyscy rozeszli się, a ja jakoś wsiadłam do samochodu Johanny, który miał wymalowanego na drzwiach srebrnego konia, niczym wóz dostawczy firmy jeździeckiej. Musiałam cały czas mieć rękę sztywną i nie dotykać nią niczego bo kiedy tylko zawadziłam o drzwi samochodu zabolała mnie jeszcze bardziej. Po drodze nie miałyśmy włączonego żadnego radia, w samochodzie było cicho, a ja siedziałam na przednim siedzeniu pasażera, tuż obok Johanny.
- Jak można jeździć obok stadniny na motocyklu? - odezwała się w końcu oburzona Johanna.
- No właśnie... - wymamrotałam. Tuż po przeskoczeniu oksera, Jaspis spłoszył się motocyklu i zrzucił mnie, a jakby tego było mało przegalopował mi po ręce. Jednak bardziej winiłam tego kolesia na motocyklu niż mojego konia!
Zanim dojechałyśmy do szpitala normalnie zdążyłabym zasnąć, ale nie z bólem ręki. Muszę przyznać, że nezmiernie mi to przeszkadzało. W szpitalu bombardowali mnie miliardem pytań, robili mi prześwietlenie itd, itp aż w końcu wydumali, że jest to pęknięcie bez żadnego przesunięcia, ale jednak ponoszę gips przez jakiś miesiąc. Kiedy wreszcie założyli mi ten okropny gips przyjechali moi rodzice.
- Cześć skarbie, dobrze się czujesz? - spytała mama.
- Dobrze będzie.. - odezwał się tata, a mam popatrzyła na niego z pode łaba.
- Taaa...dobrze - powiedziałam. W tym momencie jednak przypomniałam sobie, że ze złamaną ręką nie będę mogła startować w zawodach i w jednej chwili chciałam się rozpłakać i jednocześnie rozwalić o ścianę ten gips! Jak to JA nie będę mogła startować w zawodach!? To okropne! Nie! Nie! Nie! Ale ostatecznie nie mogłam wybrać żadnej z tych opcji ponieważ rozwalenie gipsu na pewno zwróciło by uwagę wściekłych lekarzy, a sama odczułabym jeszcze większy ból. Z kolei rozpłakanie się byłoby równoznaczne z ucierpieniem mojej dumy, poniżeniem siebie samej oraz okazaniem słabości, co nie należało do mich zayczajów.
- Kiedy wracam do Tryumfu? - spytałam obojętnie nie wiedząc już co zrobić.
- Yy...chyba nie masz zamiaru wracać do stadniny w takim stanie? - spytała mama. - Musiasz poleżeć w domu do póki nie zdejmą ci gipsu iodpocząć. I tak nie będziesz mogła jeździć konno.
- Co?! Chyba sobie żartujesz! - z kolei tym razem miałam wielką ochotę rozbić szybę, wyskoczyć przez okno i uciec do stadniny na piechotę. - Co z tego, że nie będę jeździć?! Mogę pomagać, mogę sprowadzać konie z pastwiska, mogę je czyścić, mogę ustawiać innym przeszkody - przy tym ostatnim załamał mi się głos. Nie ja powinnam ustawiać przeszkód, to raczej ktoś inny powinien ustawiać je mi!
Mama westchnęła - Ale jeżeli byś się gdzieś udeżyła tym gipsem...
- Poradzi sobie, jest już duża, nie możesz myśleć o niej jak o małym nieodpowiedzialnym dziecku - powiedział tata.
- Dobra, ale gdyby coś ci się stało...
- Ta, tak, tak.... - dorośli... Czy oni nigdy nam nie zaufają?
Kiedy nareszcie wróciłam do Tryumfu był już późny wieczór. Wszyscy klubowicze siedzieli w jadalni i rozmawiali. Johanna nie mogła po mnie przyjechać ze względu na trening skokowy, który odbył się po kolacji czyli wtedy kiedy miałam wrócić. Dla tego odwieźli mnie rodzice. Moja ręka spoczywała w ciężkim gipsie na temblaku i wcale nie było mi wygodnie. Oczywiście wszystcy chcięli wszystko wiedzieć, a tym, których nie było na treningu musiałam opowiadać również to jak spadłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz