poniedziałek, 8 września 2014

Od Jessa Cd Tiffany

To co tu się działo wykraczało poza moje dotychczasowe doświadczenia.
Konie i jeźdźcy galopowali we wszystkie strony próbując wyrwać się losu wpadnięcia w innych. A ja będący na środku całego tego chaosu czułem się jak samotne drzewko w burzy. Nie mogłem się ani wydostać ani spokojnie myśleć. Mistrall cały czas patrzył na inne konie nie mogąc skupić się na tym, że ma kłusować dookoła mnie. Tak był rozkojarzony, że nawet jeśli gwizdnąłem aby na mnie popatrzył ten z zaciekawieniem przyglądał się innemu koniu, który właśnie skacze przez przeszkody.
Właśnie odbywały się pierwsze grupowe zajęcia z Panią Johanna Mayer, która ma nas przygotować do zawodów konnych w skokach. Podobno będą się one odbywały na terenie klubu i wszyscy chcą wziąć udział jako podsumowanie naszych początkowych wyników. Można by było powiedzieć, że i ja mam na samą myśl o zawodach dreszczyk emocji ale… nie jestem pewny czy naprawdę chcę w nich startować… A co jeśli ktoś inny ma już w planach jechać na Mistrallu? Albo ten koń nie będzie w nich startować? Może i nie jestem tu już od dawna ale zdążyłem zżyć się z tym wałachem i trudno będzie mi patrzeć na kogoś innego wygrywającego na nim. Ale taka jest prawda. Mistrall nigdy nie był i nie będzie moim koniem. Taka jest już kolej rzeczy. Poza stadniną w Londynie trudno mi było wiązać koniec z końcem by pomagać na utrzymanie domu więc co tu marzyć o własnym koniu… A jednak coś kłuje mnie w sercu kiedy widzę niespokojnego kasztanka biegnącego z podniesionym ogonem na końcu lonży. Prawda zawsze była dla mnie bolesna i nie sądzę aby tym razem mi ustąpiła.
- Linda i Alex na ścianę! Kayla na kopertę! Tylko Kayla bo jak kogoś przyłapię to zsiada z konia! Rozumiemy się? – krzyczała instruktorka, która chyba tak samo nie wiedziała gdzie patrzeć.
Rumor rżenia i rozmowy jeźdźców doprowadzał wszystkich do dekoncentracji. Dodatkowo przyłączyło się do nas kilku jeźdźców spoza klubu, którzy też chcieli wziąć udział w lekcji. Ujeżdżalnia pękała w szwach i to nie była moja wina… Tylko Ray dzielnie prowadził swojego wierzchowca w ryzach po ścianie. Reszta szamotała się po środku płosząc mi Mistralla. Kiedy ja przyszedłem tu z wałachem wszystko było puste i panowała cisza ale zaraz po pięciu minutach wpakowała się tu cała jazda. Oczywiście przeniósłbym się gdzieindziej bo to dla mnie nie problem jednak nie było takiej możliwości aby z tond teraz uciec. Po prostu musiałem to przeczekać.
- Ale tu zamieszanie! – usłyszałem głos Tiffy, która wraz ze swoja klaczą stanęła przy ujeżdżalni.
Na jej miejscu nie radziłbym wchodzić. Jeśli w ogóle jest to możliwe.
Niedaleko mnie zatrzymali się jacyś jeźdźcy nie mieszkający w klubie a obok nich stanęła Pani instruktor i poprawiała ich jeśli chodzi o lepszy dosiad. Chcąc nie chcąc podsłuchałem ich rozmowę.
- Wiesz, że są tutaj organizowane zawody? – spytał chłopak do szatyna, który dosiadał Kilimandżaro.
- Tak! Zapowiada się wtedy wspaniała pogoda! A co, chcesz startować? – głos drugiego lekko cichnął w chaosie.
- Jeśli by była taka możliwość to czemu nie…Tylko nie wiem jeszcze na jakim koniu – burknął – A Pani wie czy możemy?
- Nie mam pojęcia. Takie pytania to tylko do Angelici – usłyszałem głos Johanny.
Przez chwilę panowała pomiędzy nimi cisza.
- A jakiego proponowałaby nam Pani konia? – zapytał podekscytowany szatyn.
- Hm… Mistrall – mocniej zabiło mi serce – Tak to wspaniały koń na zawody.
Wtedy poczułem wzrok chłopaków na mnie i na kasztanko. A ja próbowałem udawać, że nie wiem, że mnie obserwują. Wałach jednak dobrze zdawał sobie z tego sprawę bo wyczuł moje napięcie i zaciekawiony pokierował ucho w moją stronę.
Czuję jak serce łupie mi w piersi a ja boję się ich odpowiedzi. Jeśli się zgodzą moje złe mysli się sprawdzą. A wtedy Criss w najlepszym przypadku przydzieli mi Flower. Nie żebym coś do niej miał ale ona nie jest Mistralem. Tak samo jak ja nie jestem losem. Boję się. Sekundy ciągną mi się w minuty a one tykają mi w środku jak wielkie bomby chcąc tylko wywrócić mnie z równowagi.
Wtedy chłopak podnosi głos.
- To piękny koń. Chciałbym pojechać na nim na zawodach.
Nie!
- Tak – mówi drugi przecząc moje myśli.
W środku już nie oddycham. Wiem, że zachowuję się jak ostatni samolub ale ja nie potrafię tego po prostu tak zostawić. To nie tak miało wyglądać…nie tak…
- Myślę, że jeśli o tym wspomnicie Angelice to pewnie któremuś z was pozwoli – powiedziała pogodnie instruktorka, nie wiedząc jak rani tym moje serce, które otworzyło się na Mistralla – pierwszego konia od śmierci ojca.
Nie mogę już znieść wzroku chłopaków na mnie. Czuję się rozdarty. Zastygam w miejscu i patrzę się w dal. Kasztanek podchodzi do mnie, a z jego chrap wydobywa się powietrze. Patrzy na mnie swoimi czarnymi oczami.
- Co byś mi powiedział, gdybyś mógł – szepczę do niego a on nastawia uszy.
Gwar na ujeżdżalni przestał być już taki ważny jak przedtem. Słyszę już tylko nasze podwojone bicie serca. Liczy się tylko on i ja. Teraźniejszość.
Nic w tej chwili mnie nie obchodzi. Czuję tylko pustkę, która powoli łamie mnie na pół.
Odpinam lonżę od wałacha i ściągam mu kantar zakładając na szyję uwiąz, który pałętał mi się pod nogami. Wiem, że chłopcy na koniach mnie obserwują…
Podciągam się na grzbiet Mistralla i udaje mi się na niego wsiąść za pierwszym razem. Nie wiem co chcę robić. Po prostu wybiegam kłusem z ujeżdżalni potykając się o innych. Potem omijam budynki stajenne i ruszam galopem. Wjeżdżam na łąkę, gdzie co chwilę są małe jeziorka z wodą i poddaję się wiatru. Nie chcę aby ktoś mnie zatrzymał bo i tak nikt tego nie może zrobić. Póki starczy nam siły będziemy po prostu biec.
Pozostaje tylko pytanie: „Czy uda się uciec losu?”.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz