Weterynarz potrząsnął delikatnie głową, a ja momentalnie straciłem pewność siebie. Szybko jednak zauważyłem uśmiech, jaki rozjaśnił się na jego twarzy.
- To niesamowite – powiedział – Ten biedny zwierzaka zablokowany staw krzyżowo-biodrowy.
- A skąd pan to wie? – Tiffy potrząsnęła z niedowierzaniem głową – Trzy razy była na prześwietleniu i na zdjęciach nic nie wyszło!
- Już wcześniej słyszałem, że nie chodzi poprawnie – wyjaśnił mężczyzna skromnie – A resztę zobaczyłem. Jeśli mi pozwolicie nastawię go. Złap go mocno za głowę i nie puszczaj.
Tiffany posłusznie wykonała jego polecenie, a ja wpatrywałem się z zaskoczeniem i pewną ciekawością. Vet chwycił tylną nogę Flower i popchnął ją delikatnie na przód, a potem pociągnął na bok. Klacz nie była przesadnie zadowolona, że ktoś unosi jej nogę i jeszcze za nią ciągnie, lecz w następnej chwili miała inne powody do zmartwienia. Mężczyzna szarpnął nią tak gwałtownie, że rozległo się trzaśnięcie.
- O nie! – krzyknęła Tiffy przerażonym głosem, a Flower nie wiedziała co o tym sądzić. Obejrzała się zaskoczona.
- Już po wszystkim – weterynarz uśmiechnął się do nas – Ale przez najbliższe kilka tygodni trzeba pilnować, żeby Fiery Flower inaczej się poruszała. Musi roztrenować mięśnie i ścięgna. Poza tym pilnujcie, żeby było jej ciepło. Jeśli w taką pogodę będziecie na niej jeździć w teren, to zawsze zakładajcie jej derkę na zad.
Potem z głowy podyktował nam cały plan treningowy dla Flower, a ja po raz pierwszy, odkąd poznałem Tiffany, zobaczyłem ją oniemiałą z wrażenia.
- Dobrze proszę pana – powiedziałem, próbując zapamiętać sobie szczegółowo co powiedział.
- Tylko nie proszę pana – zaśmiał się – nazywam się Jack, Jack Gottschalk.
- A ja Tiffany – przedstawiła się dziewczyna obok mnie.
Jack poklepał po szyi klacz i westchnął.
- Pójdę już. Niedawno przeprowadziłem się do dawnego domu leśniczego i jeszcze nie uporządkowałem w nim wszystkiego. Muszę chyba narąbać drzewo do kominka, bo innego ogrzewania tam nie ma. Oczywiście są tego plusy, bo mam wszędzie bliżej, a obok znajduje się przybudówka, w której mogę zbudować klinikę dla większych pacjentów – uśmiechnął się i wymienił z nami pożegnalny uścisk dłoni – Doglądajcie Flower.
Ruszył drogą powrotną przez pastwiska. Namkhaj poszedł za nim, rżąc, jakby chciał, żeby jeszcze został. Mężczyzna poklepał go po grzbiecie, dając jakiś przysmak z kieszeni i wyszedł na ścieżkę do auta.
- Jack Gottschalk – powiedziała Tiffany – Jak tylko wrócę do domu, wrzucę jego nazwisko w Google. Ten gość jest niesamowity! Bo kto umie tak szybko nastawiać kości…
Patrzyłem w dal, wypatrując dymu z jego opon, które znikły za zakrętem do lasu. Coś cały czas nie dawało mi spokoju, jednak nie wiedziałem co. Miałem ochotę zapytać Kaylę lub Criss’a co wie o Jacku. Czułem się tak samo jak Tiffy. Ten gość naprawdę miał klasę, którą każdy chciałby poznać. Nagle przyszedł i tak samo tajemniczo odszedł.
- To co teraz? – zapytała nagle dziewczyna.
Blond włosy targał jej wiatr, ale ona stała pewnie i prosto na ziemi, jakby w ogóle go nie odczuwała.
- Wezmę Flower do stajni, bo robi się zimno.
Jak powiedziałem, tak też zrobiłem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz