Wyszłam przed stajnię by umyć moją klacz. Była całkowicie brudna ponieważ w nocy padał deszcze przez co na pastwisku zrobiło się błoto, a ona się w nim właśnie wytarzała. Odkręciłam wodę która wystrzeliła z węża i oblała Nukke. Niestety skończyło się ciepłe lato i przyszła zima więc wszędzie leżały suche i kolorowe liście. Pani Angelica szła właśnie z Kili i klacz spłoszyła się tych liści.
- Tiffy! - zawołała instruktorka.
- Tak?! - zapytałam zakręcając wodę.
- Mogłabyś tu posprzątać? Bo konie boją się tych liści.
- Dobra - uśmiechnęłam się i wzięłam miotłę i zmiotła. Szybko podłoże przed stajnią. Potem wróciłam do mycia mojej klaczy. Gdy ją tak myłam ktoś powiedział nagle:
- Tiffany... - tak się przestraszyłam, że podskoczyłam i obróciłam się w locie woda z węża poleciała na tą osobę.
- Dzięki - powiedziała rozzłoszczona Linda, która stała przedemną mokra.
- O przepraszam - zakręciłam wodę - Co chciałaś?
- Już nic - odparła dykocząc i poszła do domu pewnie się przebrać. Trudno! Przecież chyba nie będzie chora - pomyślałam i zajęłam się dalszym myciem Nukke. Tym czasem wiał chłodny wiatr, a coraz więcej klubowiczów zbierało się na ujeżdżalni by trenować do zawodów które zostały przedłużone.
Ja tym czasem poszłam spokojnie do jadalni na drógie śniadanie. Zrobiłam sobie czekoladę do picia (wyjątkowo nie wykipiało mi mleko) i wzięłam kanapkę poczym wyszłam z powrotem. Po drodze spodkałam Lindę.
- Cześć! - pomachałem jej z uśmiechem, ale ta nawet się nie odwróciła. Nie rozumiem jak można się aż tak przejmować zawodami? Ale ja też musiałam trenować więc osiodłałam moją klacz i wyprowadziłam ją na ujeżdżalnię po czym zaczęłam ćwiczyć wraz z innymi. Przeleciałyśmy z Nukke nad całym parkurem bez zrzutki! To był sukces! Nareszcie klacz nauczyła się dobrze skakać! Powtórzyłam to jeszcze trzy razy bo trzy jest moją szczęśliwą liczbą (jeśli taka pechowa, fajtłapa i sklerotyczka może mieć szczęśliwą liczbę) a następnie rozstępowałam klacz. Dałam jej jabłko i marchewkę. Potem przywiązałam klacz do koniowiązu i ją wyczyściłamm bo była spocona.
- Nieźle ci poszło - powiedziała Linda niechętnie - pojedziemy w teren po południu?
- Tak! Fajnie! A gdzie pojedziemy?! - zgodziłem się zupełnie nie qiedząc czemu aię tak złości.
- To się jeszcze zobaczy. Pojedziemy po obiedzie na oklep, dobra? - brzmiało to raczej jak wyzwanie a nie zaproszenie ale ja oczywiście jak zawsze nie zwróciłam na to uwagi.
Wyczyściłam Nukke i zobaczyłam jak Linda czyści Fiery Flower. Może ja też powinnam wziąść innego konia bo nasze miały trening. Nie chciałam przemęczać Nukke ale też nie chciałam jechać na innym koniu. Pomyślałam na kim mogłabym pojechać i przyszła mi do głowy Kilimandżaro. Przecież to na niej się zawsze chciałam przejechać i to ona mi się spodobała jak tylko przyjechałam do klubu. Postanowiłam ją wyczyścić i założyć jej ogłowie bo miałyśmy jechać na oklep. Gdy byłyśmy gotowe wyjechałyśmy. Rozmawiałyśmy niewiele, jechałyśmy przez las, przez pagórki aż wreszcie nam się znudziło i Linda powiedziała.
- Ścigamy się? - popatrzyła na mnie wyzywająco.
- Ok, a o co? - powiedziałam. Nigdy nie przepadałam za zakładami ale przy Lindzie po prostu budziła się we mnie żądza posmarowaną zwycięstwa.
- Ta, która przegra kupuje drógiej np. nowy czaprak.
- dobra.
- Wybieraj do kąd się ścigamy.
- Do stadniny.
Ustawiłyśmy się w równej linii i...
Linda dokończ.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz