- Ale z ciebie łobuz - zaśmiałam się i pobiegłam do siodlarni po szczotki. Zaczęłam porządnie czyścić ogiera, a kiedy już jego sierść lśniła, a wszystkie białe plamki były nieskazitelnie czyste założyłam mu ogłowie i wyprowadziłam na dużą halę gdzie były ustawione przeszkody. Tam wskoczyłam na Grass'a i ruszyłam stępem przy ścianie. Dałam koniowi czas na obudzenie się i rozciągnięcie nóg po czym pogoniłam go do kłusa. Jeździliśmy po woltach oraz robiliśmy najróżniejsze zmiany kierunku. Nie wszystkie wychodziły tak jak powinny bo i ja nie miałam dobrego oka jeśli chodzi o figury ujeżdżeniowe i Geromino był nie najlepszy w dresażu. Nie mówiąc już o tym, że przeszkadzały nam trochę ciasno ustawione przeszkody. Sprawiała mi przyjemność jazda na oklep gdyż wtedy lepiej czułam grzbiet konia pod sobą i jego delikatne podbijanie, które amortyzowałam ruchami towarzyszącymi jeźdźcowi w pełnym siadzie. Kiedy uznałam, że wystarczy nam kłusa i czas zabrać się za galop popędziłam konia i po objechaniu dookoła hali dwa razy najechałam na pierwszą przeszkodę. Trudny parkur pokonaliśmy z tylko jedną zrzutką co bardzo mnie nie przejęło bo i tak był to świetny wynik zważywszy na doskonały czas, który uzyskaliśmy pod czas przejazdu. Zatrzymałam mojego dzielnego rumaka i zeskoczyłam z niego by poprawić przeszkodę. Kiedy podeszłam do drąga będącego częścią triple barre i ustawiłam go z powrotem na miejscu na halę przez okno wleciał rozćwierkany wróbel z przerażeniem obijając się o dach ujeżdżalni i tym samym wywołując głośny dźwięk. Grass, który dotychczas stał spokojnie zerwał się do galopu i wybiegł na zewnątrz kierując się w stronę stajni. Rzuciłam się biegiem za nim lecz z ulgą stwierdziłam, że skręcił do stajni. Pobiegłam do budynku, a tam zobaczyłam ogiera stojącego przy kostce siana ułożonej pod boksem jakiegoś konia i jedzącego nerwowo.
- Ty świnio! - krzyknęłam do konia podchodząc powoli i chwytając za wodze. Sprawdziłam czy ich nie rozerwał po czym poprowadziłam go z powrotem na halę.
- I nie myśl sobie, że teraz ci odpuszczę - przestrzegłam srogim tonem - Jeszcze raz przeskoczymy ten parkur i tym razem bez zrzutki, a potem poćwiczymy ładne stanie i czekanie na mnie.
Na szczęście ptaka nie było już na ujeżdżalni lecz mimo to Geromino był nieco podenerwowany. Wskoczyłam na niego i popędzając najpierw do kłusa, a potem do galopu najechałam po raz drugi na pierwszą przeszkodę. Ogier wybił się krzywo i za wcześnie, ale mimo to pokonał przeszkodę bez jej potrącenia. Następną strącił, a przed kolejną potknął się i skręcił gwałtownie sprawiając, że prawie spadłam z jego grzbietu oraz przewracając całą przeszkodę. Huk wywołany uderzeniem drągów o ziemię spłoszył mocno podenerwowanego konia i sprawił, że ten znów zaczął galopować i pędząc na oślep wyleciał z hali. Oszołomiona dopiero teraz zaczęłam ciągnąć za wodze i pochylać się do tyłu byle by tylko zatrzymać konia. Było już jednak za późno. Rozpędzony ogier zaczął tylko wierzgać i skierował się w stronę drogi dojazdowej do Tryumfu. Wiedziałam, że po drodze w kierunku, której się kierowaliśmy jeździły auta lecz nie mogłam zwolnić konia lub chociażby skierować w innym kierunku. Geromino nabierał szybkości, a ja z paniką myślałam co zrobić. Pęd sprawiał, że coraz trudniej było mi utrzymać się na grzbiecie konia lecz zacisnęłam mocno nogi na jego bokach i trzymałam się grzywy w nadziei, że nie spadnę. W oddali widziałam już pędzące samochody, a nic nie wskazywało na to aby mój koń miał zamiar się zatrzymać. Rozważyłam zeskoczenie z jego grzbietu ale równało by się to złamaniem kręgosłupa gdyż jechaliśmy po asfaltowej drodze, a tępo ogiera równało się już z cwałem. Zamknęłam oczy przygotowując się na śmierć i jednocześnie licząc na cud.
Kto dokończy???
- Ty świnio! - krzyknęłam do konia podchodząc powoli i chwytając za wodze. Sprawdziłam czy ich nie rozerwał po czym poprowadziłam go z powrotem na halę.
- I nie myśl sobie, że teraz ci odpuszczę - przestrzegłam srogim tonem - Jeszcze raz przeskoczymy ten parkur i tym razem bez zrzutki, a potem poćwiczymy ładne stanie i czekanie na mnie.
Na szczęście ptaka nie było już na ujeżdżalni lecz mimo to Geromino był nieco podenerwowany. Wskoczyłam na niego i popędzając najpierw do kłusa, a potem do galopu najechałam po raz drugi na pierwszą przeszkodę. Ogier wybił się krzywo i za wcześnie, ale mimo to pokonał przeszkodę bez jej potrącenia. Następną strącił, a przed kolejną potknął się i skręcił gwałtownie sprawiając, że prawie spadłam z jego grzbietu oraz przewracając całą przeszkodę. Huk wywołany uderzeniem drągów o ziemię spłoszył mocno podenerwowanego konia i sprawił, że ten znów zaczął galopować i pędząc na oślep wyleciał z hali. Oszołomiona dopiero teraz zaczęłam ciągnąć za wodze i pochylać się do tyłu byle by tylko zatrzymać konia. Było już jednak za późno. Rozpędzony ogier zaczął tylko wierzgać i skierował się w stronę drogi dojazdowej do Tryumfu. Wiedziałam, że po drodze w kierunku, której się kierowaliśmy jeździły auta lecz nie mogłam zwolnić konia lub chociażby skierować w innym kierunku. Geromino nabierał szybkości, a ja z paniką myślałam co zrobić. Pęd sprawiał, że coraz trudniej było mi utrzymać się na grzbiecie konia lecz zacisnęłam mocno nogi na jego bokach i trzymałam się grzywy w nadziei, że nie spadnę. W oddali widziałam już pędzące samochody, a nic nie wskazywało na to aby mój koń miał zamiar się zatrzymać. Rozważyłam zeskoczenie z jego grzbietu ale równało by się to złamaniem kręgosłupa gdyż jechaliśmy po asfaltowej drodze, a tępo ogiera równało się już z cwałem. Zamknęłam oczy przygotowując się na śmierć i jednocześnie licząc na cud.
Kto dokończy???
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz