Zamknąłem oczy.
Frunęliśmy przed siebie a świat wydawał się taki mały. Wszystko przemijało a my nie mogliśmy na to zareagować. Ale po prostu już tak czasami jest, że nastaje taki czas kiedy trzeba się komuś postawić. Tylko w tym jest problem, że nie wiem czy potrafię. Mama mawiała, że jestem podobny do koni. Większość problemów rozwiązuję ucieczką i wcale nie mam ochoty wrócić tam gdzie coś mnie przestraszyło. Chciałbym chociaż raz abym mógł być pewny gruntu, na którym stoję. Nie chcę już więcej uciekać, ale to jedyny sposób abym mógł jakoś odreagować. Bo taka jest prawda – na zewnątrz jestem optymistycznym chłopakiem jednak we wnętrz kryję się nie lubiany przeze mnie Jesse, który nie umie pogodzić się z wszystkim co mnie spotkało. Minęło już tyle lat a w mojej głowie ciągle stoi uśmiechnięty ojciec, który wyprowadza potężnego konia wyścigowego i mówi abym się nie bał bo konie to nasi bracia, tak samo potrzebujemy wzajemnego zrozumienia, zaufania, troski. Mój tata był jedyną osobą, która umiała mnie słuchać… sercem. Konie były naszym życiem teraz jedno z nich wygasło a ja zamykam się w środku. Nigdy nikomu nie pokazałem się z tej strony. To była nasza wspólna tajemnica, moja i ojca. I chociaż on umarł to i tak zawsze będzie żył we mnie, na zawsze.
Czułe parskanie Mistralla obudziło mnie z rozmyślań. Otworzyłem oczy. Wałach się zatrzymał i czujnie obserwował okolicę. Znajdowaliśmy się w pobliskim leśnie nie daleko stadniny. Musieliśmy zrobić jedno wielkie kółko. Ale ja nadal nie czuję się jakbym był usatysfakcjonowany z tego co zrobiłem. Dla mnie wyścig z czasem dopiero się zaczął.
Nagle koń i ja odwróciliśmy gwałtownie głowy w stronę klubu. Słyszałem mocne końskie podkowy cwałujące gdzieś nie daleko. Pastwiska były po drugiej stronie więc może jakiś koń uciekł? Nie należałem do cowboyów, którzy umieją rzucać lassem i zaganiać bydło ale jak się nie spróbuje to się nie dowie.
Cmoknąłem na Mistralla i przyłożyłem mu łydkę do boku. Wałach ruszył żwawym kłusem przed siebie. Rażąco zielona trawa sięgała mi do stóp, widać było, że nikt dawno tu nie kosił.
Odgłos galopady był coraz mocniejszy i dziwnie niepokojący. Rozejrzałem się dookoła. Prosta droga, po której jeździły auta, łąka, stadnina i zero koni. Nie mogło mi się tylko zdawać, że coś słyszę bo Mistrall też patrzył w tamtym kierunku. Coś tam było…i pędziło jak burza. Przez chwilę tylko obserwowałem ale po chwili coś mnie ścisnęło w żołądku.
Był tam Geronimo a na nim Kayla. Pędzili smagani wiatrem ale po niecałej sekundzie zorientowałem się co jest grane. Koń poniósł. Biegł jak szalony na oślep przed siebie a dziewczyna ciągnęła go za wodze, jednak to sprawiało, że ogier tylko przyśpieszał. Najgorsze było to, że jechali prosto na ulicę, po której pędziły samochody. Serce zaczęło mi impulsywnie bić, to nie mogło dobrze się skończyć. Nie zwracając Nie zwracając teraz na to większej uwagi kopnąłem konia piętami a ten zdezorientowany puścił się pędem przed siebie. Nie wiedziałem co chciałem zrobić. Wszystkie sekundy szalały mi w głowie. Nie zdążę, nie zdążę, nie zdążę! Wiatr szumiał mi w uszach, za to jego skierowały się do tyłu. Bał się tak samo jak ja. Hałas aut jeszcze bardziej nas odstraszał. Ale mój wzrok utkwiony był daleko, tam na przerażonej dziewczynie, która mocno trzymała się konia. Przypominała mnie, który ucieka ale i tak nie może uciec. Jednak w jej postawie była odwaga, której teraz mi tak brak. Na śmierć i życie – razem z koniem, z przyjacielem.
Serce znów tłumiło moje cwałujące myśli. Czułem jakby miało mi zaraz wysadzić klatkę piersiową. Bo i ja pędem kierowałem się w stronę drogi.
Potem nastała cisza. Wiem tylko co się działo pomiędzy odgłosem mojego serca.
Tu dum:
Dziewczyna wbiega na drogę
Tu dum:
Kierowca tira trąbi
Tu dum:
Auto przeraźliwie hamuje
Tu dum:
Geronimo staje dęba
Tu dum:
Tir wpada w poślizg
Tu dum:
Mistrall ostrzega mnie abym zawrócił
Tu dum:
Wpadamy na ulicę
Tu dum:
Chwytam wodze Dancinga i ciągnę do siebie
Tu dum:
Tir jedzie prosto na nas
Jest tyle sposobów by uciec… Ale ja dziś się sobie postawiam. Nie odchodzę – walczę do końca. Przeciwstawiam się losu po raz pierwszy w życiu. Białe światła auta rażą mnie w oczy. Wszystko dzieję się chwilę ale moje myśli są szybsze.
Puszczam uwiąz, który był na szyi wałacha a on upada na asfalt. Ciągnę kolejny raz za wodzę ogiera. Mistrall jakby wiedział co robię odskakuje na bok a przestraszony Geronimo skacze za nim. Ciężarówka przejeżdża tuż przed nami z wielkim wysiłkiem utrzymując się na kołach po czym zjeżdża na bok. Znów moje serce chaotycznie bębni.
Kayla zsuwa się z konia. Drży z trudem przełyka ślinę. Obydwoje myśleliśmy, że zginiemy. Tak samo schodzę z wałacha, nogi się pode mną uginają. Dziewczyna wpada mi w objęcia. Dopiero teraz czuję jak dygocze. Śmierć była tak blisko… Całe życie przeleciało nam przed oczami a teraz pozostała tylko pustka. Ściskam ramionami dziewczynę i ponownie zamykam oczy.
Los wreszcie mnie posłuchał.
Kayla?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz