Delikatnie przerzuciłem siodło przez grzbiet Mistralla, poczym podpiąłem popręg. Wałach był bardzo spokojny i nie wydawał się być tym przejęty. Wyluzowany pokierował uczy w kierunku wrony, która szukała czegoś do jedzenia przy stajni.
Poranne, mgliste powietrze sprawiało, że gdy oddychałem z ust wydobywała się para. Prócz śpiewu ptaków panowała tu cisza, która sprawiała, że czułem się jakby czas w ogóle nie przemijał. Kayla też wstała tak wcześnie jak ja, ale ona pognała z kubkiem gorącej czekolady do boksu Geronima i nadal nie wychodziła z przytulnej, nadal uśpionej stajni.
Mis Rall (bo tak zacząłem na niego mówić, chociaż lepsze by było Mr Rall ale by się nie zgadzało z imieniem) popatrzył tęsknie w kierunku lasu, który był teraz prawie nie widoczny, przez białą mgłę. Odpiąłem wałacha z koniowiązu i przeszedłem po mokrej trawie od rosy, która przy okazji czyściła moje buty. Wsiadłem na grzbiet konia i pozwoliłem mu iść luźno przed siebie. Minęliśmy pustą ujeżdżalnię i całkiem niezauważeni wyjechaliśmy z terenów stadniny.
Głuchą stąpaliśmy po ubitej trawie, idąc w kierunku lasu. Zamierzałem pojechać na spacer, tak by go trochę poruszać ale nie zmęczyć by był gotowy na dzisiejszy popołudniowy trening skokowy z naszą instruktorką. Miałem nadzieję, że Mistrall zostanie moim koniem klubowym. A ja nie będę musiał pogodzić się z faktem, że wałach nie będzie przeze mnie dosiadany. Dlatego póki mogę i wiem, że nie mam żadnego konia jak i Mistrall człowieka pojechałem cieszyć się tą piękną chwilą.
W lesie jest jeszcze głośniej niż w stajni, kiedy jest pora obiadowa; ptaki drą się jak oszalałe a ich głos niesiony jest przez echo. Całkiem spokojnie prowadzę konia na ścieżkę i ruszam kłusem. Mistrall nagle postawił uszy i patrzył gdzieś w gęstwinę. Zarżał i sprzeciwiająco stanął w miejscu.
- Hej, co się stało – schyliłem się do jego szyi i pogładziłem go ręką.
W tej chwili coś w krzakach się poruszyło. Mistrall ciągle nasłuchiwał. Coś się do nas zbliżało, depcząc mokre krzaki. Mgła sprawiała, że nic nie widziałem dalej niż na dziesięć metrów. Ścisnąłem mocniej wodze i zastygłem w bezruchu, chociaż serce waliło mi jak młotem. To sprawia, że paraliżuje mnie całego a ja nie mam odwagi się ruszyć. Znów, jakby łamanie gałęzi. Wałach wzdrygnął się, mając cały czas uszy postawione do przodu. Wtedy ujrzałem jak zjawę czarnego konia idącego prosto na mnie. Nie wiedziałem co mam robić, bo myślałem, że to wytwór mojej wyobraźni. Całe moje napięcie wyczuł Mistrall i niespokojnie zaczął chodzić w miejscu. Tajemniczy koń był coraz bliżej aż zauważyłem jego jeźdźca. Zatrzymał tak samo konia jak ja i zdziwiony popatrzył na mnie.
- Jess? – zawołał niepewny.
To był głos Crissa, naszego instruktora, którego poznałem wczoraj. Wypuściłem powietrze z ust na znak ulgi. Myślałem, że to duch a jeszcze wcześniej, że wilk. Ale ta wersja najbardziej mi odpowiada.
Podjechałem do niego i uśmiechnąłem się, nadal cały oszołomiony.
- Co ty tutaj robisz tak wcześnie? Wiesz, która jest godzina? – odparł zdziwiony mężczyzna.
- Tak wiem. Ale widać, że i Pan lubi wczesne spacery.
Mistrall i kary ogier położyły po sobie uszy. Najwidoczniej nie przepadały za swoim towarzystwem.
- To witaj w klubie wczesnych Marków – zaśmiał się – A i proszę nie zwracaj się do mnie „Pan” czuję się wtedy jak staruszek, który powinien mówić tylko mądre rzeczy. A tak nie jest.
- Okej – uśmiechnąłem się.
Razem z Crissem wróciliśmy na ścieżkę i we dwójkę kontynuowaliśmy przejażdżkę.
- A jednak widzę cię na tym koniu – popatrzył na mnie i na wałacha.
- To świetny koń – rzucam,
- Sądzę, że świetnie do siebie pasujecie. Ważne jest aby jeździec i koń się dopełniali. Jak wierzchowiec jest strachliwy, człowiek powinien być odważny i tak dalej – odparł
Skinąłem głową. Przed nami było rozwidlenie dróg.
- Wiesz – znów zaczął ściągając wodze – Masz ochotę się po ścigać?
Zapytał tak naturalnie, że zaplątany własnymi myślami nawet nie zareagowałem. Mężczyzna ustawił się przy jednym rozwidleniu.
- Czekasz na zaproszenie? – zawołał – Każda ścieżka prowadzi nad jezioro. Kto ostatni ten pastuje siodło przeciwnikowi.
- No dobra – mruczę, bardziej do siebie niż do niego. Wałach strzyże uszami w moją stronę, a potem stawia je na sztorc, drżące, zwrócone w kierunku ścieżki. Mistrall tylko czeka na sygnał. Ściskał łydkami jego bo i cmokam.
Koń zrywa się do galopu i gna za Crissem, wykonując kopytami półksiężyce na piachu. Oddaję się chwili i zapominam, że miał być to tylko spokojny teren.
Pozostaje po nas tylko tuman kurzu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz