Deszcz przestał już padać a wiatr rozganiał ciemne chmury, ale ja i tak nadal siedziałem skulony w kącie stajni. Mistrall stał spokojnie i spoglądał przez okno w boksie. Chwilami można było ujrzeć gdzieniegdzie przejaśnienia a ja postanowiłem wykorzystać to na krótką przejażdżkę wokół pastwisk. Mimo, że było już późno, wstałem rozprostują kości i ruszyłem w stronę siodlarni. Pogoda nie pozostawiała wątpliwości, że lato pomału się kończy, a treningi odbywane będą tylko w hali.
Przejechałem ręką pod brzuchem wałacha chcąc mieć pewność, że na pewno ma czysty brzuch, po czym podniosłem mu kopyto i sprawnymi ruchami kopystki oczyściłem mu strzałkę. Biorąc ogłowie w ręce wsadziłem wędzidło do jego pyska i przełożyłem czaprak przez jego grzbiet. Następnie założyłem siodło i podpiąłem popręg, co chwilę patrząc czy koń nie denerwuje się, kiedy ja wykonuję tą czynność. Kiedy kasztanek był już gotowy wyprowadziłem go na zewnątrz a on rozejrzał się wdychając świeże powietrze.
- To w drogę - wsunąłem nogę w strzemię i bez wysiłku wskoczyłem na siodło swojego wierzchowca.
Mistrall nastawił uszu, kiedy się przekonał, że jedziemy na pola, a nie do ujeżdżalni. Niósł mnie spokojnym kłusem nie zwracając uwagi na mokrą trawę, która muskała mu pęciny. Skręciłem w lewo, na skoszone łąki i anglezując przyglądałem się odlatującym bocianom.
Liście na drzewach przez dzisiejszy przymrozek straciły intensywne kolory, a niektóre z nich zdobiły teraz ścieżkę. W błyszczące złoto i czerwień, zmieniały się już niektóre drzewa, jakby znak nadchodzącej jesieni.
Jechaliśmy w przeciwną stronę wiatru, a on spychał nas do tyłu. Postawiłem kołnierz kurtki a koń przeszedł do stępa. Gwałtowne podmuchy kołysały gałęziami.
Przyłożyłem łydkę zachęcając Mistralla do galopu po rozłożystych, pustych polach. Na szczycie wzgórza zrobiłem paradę i spojrzałem w tył. Stadnina wyglądała jak mała idealna makieta. Teraz, kiedy tylko wiatr szumiał mi w uszach miałem okazje przyjrzeć się ujeżdżalni, na której ćwiczyła Tiffany na swoim koniu. Niedaleko znajdowały się budynki stajenne, a dalej roznosiły się maneże i karuzela. Całe to miejsce wyglądało tak harmonijnie i niezwykle uśpione. Miejsce marzeń i snów, które widzisz, kiedy zamykasz oczy. Na parkingu miedzy ujeżdżalnią i domem stało kilka samochodów, a dalej między stodołom mozolnie przesuwał się zielony traktor zbierając owoce tego lata.
W tym momencie Mistrall ruszył niecierpliwie dalej. Widać było, że zna pamięć każdą z tych dróg, bo nawet nie mówiąc mu gdzie ma iść kierował się ku pastwiskom.
Po kilku chwilach dotarliśmy do wejścia do lasu. Tam nie czuło się już wiatru i gdyby nie poruszające się czubki słychać by było tylko stukot kopyt. Przez drogę przebiegło kilka zajęcy. Spojrzałem zaskoczony, zamarłem na sekundę, przytrzymując konia. Ale Mistrall najwidoczniej już dzisiaj się wyszalał i zignorował skaczące stworzenia. I tak popędziłem wałacha do galopu i mijając pastwiska , zwolniłem pędzącego konia.
Wielkimi krokami zbliżał się wieczór i zmrok, więc to była najlepsza pora na powrót. Skręciłem w prawo i kłusem przemierzaliśmy pola. Z moich ust wydobywała się para, tak jak i z chrap Mistralla. Wysokie, ponure świerki, otaczały nas z jednej strony, przypominając ścianę. W lesie zapanowała ponura atmosfera, szykująca się już do nocy.
Nad pastwiskami unosiła się wieczorna mgła , więc konie wyglądały tam jakby latały w powietrzu. Jedna z klaczy pobiegła w naszą stronę. Był to gniady arab – Flower. Spojrzała z zainteresowaniem w naszą stronę i zarżała na powitanie. Pozostałe klacze przyłączyły się do niej, biegnąc przy ogrodzeniu tuż przy nas. A kiedy skończył się płot odprowadziły nas wzrokiem, po czym znów zajadały trawę. Kiedy nastaną pierwsze przymrozki nie będą już mogły spokojnie spać na pastwiskach. Odziane w ciepłe derki smacznie będą chrapać w ogrzewanej stajni.
Kiedy tylko wiatr powiał w moją stronę zamarzyłem o tym aby schować się pod ciepłą kołdrą i zamknąć oczy. Może przyśniłby mi się piękny kasztanek…?
W obejściu stajni zapłonęły pierwsze światła.
To był właśnie mój teraźniejszy dom. Ktoś buszował między kanałami w telewizorze w domu, dając jasny połysk ekranu jeszcze inny zaszył się w oświetlonej siodlarni. Było tak zwyczajnie – tak niezwykle.
Uśmiechnąłem się na ten widok. Jak cudownie jest tu mieszkać!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz