Galop ogiera przerodził się w dziki cwał. Odetchnęłam głęboko i oddałam się szaleńczemu pędowi silnych nóg konia. Zaśmiała się kiedy Dancing lekko podrzucił zadem lecz ściągnęłam wodze żeby wiedział, że nie wolno mu wierzgać. Zwolnił nieco, a ja usiadłam mocniej w siodle zmuszając go do w pełni kontrolowanego i zebranego galopu. Skręciliśmy w drogę leśną opuszczając rozległą łąkę na której spędziliśmy ostatnie pół godziny. W teren wyjechałam nie całą godzinę temu aby wymęczyć Grassa przed wieczornym treningiem ujeżdżeniowym. Był już nieco zmęczony więc postanowiłam wracać. Kiedy leśna droga zwęziła się pozwoliłam ogierowi przejść do kłusa, a gdy wyrównał oddech również do stępa. Nagle poczułam jak komórka w mojej kieszeni zaczyna wibrować. Szybko wyciągnęłam ją i odebrałam.
- Gdzie ty się podziewasz?! - usłyszałam zdenerwowany głos Agnelicy.
- Jestem w terenie - odparłam - A co?
- Przecież ci mówiłam! Jadę po nowego konia! To trzylatek gotowy do zajeżdżania - oznajmiła - Miałaś jechać ze mną! Ale skoro cię nie ma to jadę sama.
- Nie możesz trochę poczekać? Będę za piętnaście minut - poprosiłam. Rzeczywiście Angelica mówiła mi dwa dni temu, że kupiła konia, którego po zajeżdżeniu da jako konia klubowego. Zupełnie wyleciało mi to z głowy.
- No dobrze - zgodziła się - Ale musisz bardzo się śpieszyć bo sprzedawca nie będzie na nas czekał.
- Dobra, dobra. Pa.
- Pa - Angelica rozłączyła się, a ja z powrotem schowałam komórkę.
- Okay, Ger pokaż co potrafisz - szepnęłam do konia przykładając mu łydkę i zachęcając do galopu. Ogier chyba wyczuł mój pośpiech bo puścił się żwawo, chętnie pędząc do stajni. Zwolnił do stępa dopiero kiedy wjechaliśmy na drogę dojazdową do Tryumfu.
- No kochany! - ucieszyłam się - Zajęło nam to tylko siedem minut.
Kiedy dojechaliśmy przed stajnię Grass był już występowany więc tylko wytarłam go i wyczyściła mu kopyta.
- Gotowa! - zawołałam podbiegając do terenowego auta z przyczepą do przewozu koni mojej przybranej matki, która siedziała już w środku.
- To bardzo prestiżowa hodowla - Angelica spojrzała krytycznym wzrokiem na moje ubłocone bryczesy i warkocz z którego wymknęło się parę kosmyków. Miałam jeszcze nieco owsa w butach po tym jak zrobiliśmy (Jess, ja, Alex i Lidna) wojnę na owies pod czas karmienia koni. Tego jednak nie było widać.
- Podobno ci się śpiesz - zauważyłam siadając na miejscu pasażera - Ile się jedzie?
- Jakieś pół godziny - odparła zapalając silnik i ruszając - Koń po którego jedziemy to klaczka z paszportem resztą papierów i aktualnymi szczepieniami. To Fryzyjka po championie w skokach.
- A mama? - spytałam - Taki bardziej pospolity konik czy też jakiś fenomen?
- Zanim została przeznaczona wyłącznie do hodowli startowała w westernie. Nie jestem z tego specjalnie zadowolona, ale przecież nikt nie będzie na niej uprawiał rodeo!
- A czemu nie? - zaśmiałam się - Skoro ma predyspozycje to można spróbować.
- W Tryumfie nikt nie będzie ujeżdżał konia westernowo w Tryumfie. To ośrodek WKKW i tego się trzymajmy - zaskoczył mnie chłodny ton kobiety.
- Ale... Co w tym złego? - zdziwiłam się poczułam też pewnego rodzaju zawód. No bo przecież co komu przeszkadza jeden w połowie westernowy konik?!
- Nic złego, ale nasza stajnia ma pewną specjalizację i kierunek treningowy. Chciałabym żeby jeźdźcy w Tryumfie zajmowali się tylko skokami, jazami w teren i ujeżdżeniem. Nie chcę rozwijać nowych kierunków. Oczywiście możecie się ścigać i robić z końmi głupoty typu kładzenie, ale western to coś zupełnie innego. Tak poza tym to przecież rasa Fryzyjska więc nigdy nie będzie dobra w westernie. Nie wiem co to w ogóle za pomysł specjalizować Fryza w westernie...
Kłótnia z Angelicą nie miała sensu więc tylko westchnęłam i zapatrzyłam się w krajobraz za szybą. Cała dalsza droga minęła w dość niezręcznym milczeniu więc z ulgą wysiadłam z samochodu kiedy moja macocha zaparkowała na parkingu. Na drodze do stajni czekał na nas młody mężczyzna w bryczesach i bluzie.
- Przyjechała pani po Cavalgadę? - spytał Angelicę.
- Tak - odparła - Jestem Angelica Handson.
- Matt McCafflin, miło mi - mężczyzna uśmiechnął się.
- Kayla poleć po derkę i ochraniacze. Są na tylnym siedzeniu - rozkazała Angelica.
- Jasne - mruknęłam i pobiegłam w stronę samochodu. Otworzyłam drzwiczki i chwyciłam sprzęt przygotowany dla Cavalgady. Podobało mi się to imię i byłam też bardzo ciekawa jak wygląda jego właścicielka. Szybko pobiegłam z powrotem do Angelicy i Matta, którzy już wchodzili do jednej ze stajni. Trzeba przyznać, że ośrodek był wielki. Oczywiście nie widziałam całego ale sądząc po tym ile aut stało na parkingu, jak dużo koni znajdowało się na pastwisku i jaki ruch panował na placu przed stajnią i w niej, był wielki. Tuż przed wejściem do stajni zwolniłam do szybkiego kroku. Rozglądnęłam się dookoła i zobaczyłam ich wchodzących do jednego z dalszych boksów. Podeszłam do nich i również weszłam. Klacz przed którą się znalazłam była przepiękna... Jej kruczoczarna sierść lśniła w świetle promieni przedostających się przez okno w boksie, a grzywa falami opadała na jej zgrabną szyję. Cavalgada zaniepokojona widokiem nowych osób stuknęła kopytem ozdobionym gęstą szczotką pęcinową. Zaraz potem jednak zaczęła obwąchiwać kieszeń mojej kurtki wyczuwając najpewniej smakołyki które w niej miałam.
- No masz piękna - szepnęłam wyjmując smaczka i podając go klaczy. Ta ufnie wzięła cukierka z mojej dłoni. Wzięłam kantar i założyłam go jej po czym przypięłam uwiąz.
- Mam ją wyprowadzić? - spytałam.
- Tak - zgodziła się Angelica sprzęt założymy jej na zewnątrz. Wyszłam na korytarz, a Cava ruszyła za mną. Szła spokojnie strzygąc tylko uszami na dźwięki wydawane przez inne konie lub stajennych czy jeźdźców.
- Pójdzie pani ze mną po papiery? - spytał mężczyzna, a Angelica skinęła głową.
- Dasz sobie radę? - spytała odwracając się do mnie.
- Tak tylko gdzie jest koniowiąz?
- Tam - McCafflin wskazał drugi koniec placu przed stajnią. Podprowadziłam tam klaczkę i po przywiązaniu założyłam jej derkę. Następnie zapięłam ochraniacze na nogach i na ogonie, a gdy koń był gotowy usiadłam na koniowiązie i zaczęłam głaskać klacz po pysku. Ta prychnęła cicho i trąciła mnie pyskiem w ramię. Uśmiechnęłam się i pomyślałam jak cudownie będzie się z nią pracowało. Już na pierwszy rzut oka widać, że jest to pełna energii i zapału ambitna klaczka.
- Kayla! - zawołała do mnie Angelica wychodząc z budynku za stajnią z teczką pod pachą - Zbieramy się!
Odwiązałam Cave i podprowadziłam do przyczepy. Tam Angelica i Matt opuścili rampę, a ja wprowadziłam i uwiązałam trzylatkę.Potem wyszłam bocznymi drzwiczkami i pomogłam im zamknąć przyczepę.
- Do widzenia - mruknęłam uśmiechając się lekko do McCafflina i nie czekając na odpowiedź wskoczyłam do auta. Moja "mama" też się pożegnała i kiedy wsiadła do samochodu odjechałyśmy z stadniny.
- I jak ci się podoba Cavalgada? - spytała Angelica takim tonem jakby już zapomniała o naszej kłótni na temat westernu.
- Jest piękna - stwierdziłam z rozmarzeniem - I ma świetny temperament. Będzie się na niej fajnie jeździło.
- A ta już o jeździe myśli! - zaśmiała się kobieta - Pamiętaj, że treningi z młodym koniem trzeba przeprowadzać powoli. Minie jeszcze trochę czasu zanim ci pozwolę jej dosiąść.
- Wiem, wiem - prychnęłam - Ja po prostu już to sobie wyobrażam.
Droga powrotna wydawała mi się o wiele krótsza. Może to dla tego, że rozmawiałyśmy przez cały czas. W każdym razie kiedy już dojechałyśmy wyprowadziłam Cave z koniowozu i zaprowadziłam pod koniowiąz, żeby zdjąć z niej sprzęt. Klacz rozglądała się z zainteresowaniem dookoła podziwiając nowe miejsce. Kiedy zdjęłam derkę i ochraniacze zaprowadziłam ją do przygotowanego dla niej boksu i po nagrodzeniu smakołykiem zostawiłam ją w stajni i poszłam do pokoju.
C. D. M. N. (ciąg dalszy może nastąpi XD)