czwartek, 25 grudnia 2014

Od Leny Cd Kayli

Osiodłaliśmy konie i pojechaliśmy w teren. Konie stąpały po błotnistej ścieżce, nasze włosy rozwiewał wiatr. Wiatr mocniej zawiał powodując, że gałązka urwała się z drzewa wydając przy tym odgłos głośnego chrupnięcia. Kilmandżaro spłoszyła się i wyrwała cwałem w prost drogi. Ostatnie co usłyszałam to krzyk Jessa:
- Lena gdzie się śpieszysz! - zawołał.
Opanowałam klacz i spokojnym galopem wróciłam do grupy. Jechaliśmy spokojnie dalej kłusem.
- Pogoda nie rozpieszcza - oznajmił Jess.
- Szybko to zauważyłeś - odparła Kayla.
Jechaliśmy rozmawiając i nie patrząc na nic. Na nasze nieszczęście z zarośli wyskoczyło stado bażantów, a konie się popłoszyły. Kilmandżaro ze mną na grzbiecie wyrwała przodem dalej ścieżką, Flower z Kaylą strzeliła baranka i wywiozła ją w głąb lasu, a Mistral z Jessem w stronę stajni.
- No ładnie - mruknęłam próbując opanować spłoszoną fryzyjkę.
Klacz zaczęła wierzgać usiłując mnie zrzucić. Trzymałam się w siodle ale po 5 minutach stwierdziłam, że nie ma to sensu i zeskoczyłam z jej grzbietu. Zdjęłam wodze z jej szyi i zaczęłam wracać za śladami kopyt. Klacz szarpała się i nie chciała iść. Kiedy szła już normalnie z powrotem jej dosiadłam. Jess na pewno sobie poradził w końcu ma to 18 lat. Ja też skończyłam 18 ale Kayla nie więc wypadało by jej poszukać. Przyśpieszyłam klacz i dotarłam do miejsca, w którym to się zaczęło. Pojechałam za śladami kopyt Flower i dotarłam do ubłoconej Kayli siedzącej na ziemi i Flower róznież nieco w błotku skubiącą mokrą trawę. Zeskoczyłam z klaczy i puściłam ją żeby podeszła do Flower, a sama podeszłam do Kayli.
- Nie siedź tak bo się przeziębisz, wstawaj - powiedziałam wyciągając rękę w jej stronę.
Kayla wstała. Obie dosiadłyśmy konie i wróciłyśmy do stajni. Po drodze spotkałyśmy Jessa który nas nawoływał i szukał.
- Jesteśmy Sherlocku - zawołałam w jego stronę.
- To dobrze bo się martwiłem - powiedział.
***
Rozsiodłaliśmy konie i poszliśmy napić się gorącej czekolady.
Kayla ?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz