Zupełnie straciłam poczucie czasu kiedy Cloe oprowadzał mnie po stajni. Kiedy skończyliśmy zaczynało się ściemniać, chłopak usiadł na trawie i patrzył na cały ośrodek. Siadłam obok niego i również patrzyłam na Tryumf.
- Ślicznie tu - powiedziałam - nie żałuję, że nie wyjechałam z rodzicami.
- Gdzie twoi rodzice wyjechali? - spytał.
- Do Paryża - odparłam.
Rozmawialiśmy jeszcze około 10 minut, bo zadzwonił mój telefon. Niech to szlag dlaczego akurat teraz?! Odebrałam, a chłopak tylko na mnie spojrzał. Dzwoniła moja kuzynka. Odrzuciłam. Było już ciemno i zrobiło się chłodniej.
- Może jeszcze się przejdziemy? - zaproponowałam.
- Chętnie - odpowiedział i poszliśmy ścieżką prowadzącą w stronę podwórza. Nie wiem czemu ale mam wrażenie, że znam go bardzo długo. Czas leciał a my ciągle Spacerowaliśmy.
***
Następnego dnia rano przyjechałam do stajni i nakarmiłam Crazy. W kieszeni miałam jabłko, które przepołowiłam i pół dałam Queen, a drugą połówkę Świetlikowi. Do stajni wpadł Cloe.
- Cześć - przywitałam się z uśmiechem.
Cloe? sory za długość ale piszę z telefonu ;-;
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz