- Gamma, dzisiaj jest bardzo ważny dzień. Obiecaj mi, ze zachowasz się jak należy!
Spojrzałem jej w oczy. Błyszczały zawadiacko, jakby klacz odpowiadała „Wiesz, że nie będę”. Zaśmiałem się i wyprowadziłem Siwą z boksu. Chciałem zająć się nią osobiście, nie mogłem znieść myśli, że ktoś inny mógłby zrobić to za mnie, dlatego nie poszedłem na obiad. Długo i starannie wyczesywałem jej sierść oraz grzywę, która układała się miękką falą na silnej, muskularnej szyi klaczy. Przemawiałem do niej ciepłymi, łagodnymi słowami i pieszczotliwe drapałem ją za uchem. Gamma oparła łeb na moim ramieniu. Staliśmy tak jakąś chwilę w zupełnej ciszy. Czasem milczenie potrafi być bardzo wymowne, bardziej treściwe niż potok słów. Szczególnie, kiedy chodzi o konie. One nie potrzebują wyrazów. Swoje emocje potrafią oddawać w inne, jakże subtelne sposoby. Jeśli człowiek patrzy uważnie, ale sercem, a nie oczyma, potrafi te emocje bezbłędnie odczytać. Nagle grupa ludzi pojawiła się w pobliżu, głośno rozmawiając i dowcipkując. Czar prysł. Westchnąłem i poszedłem z klaczą do pomieszczenia, w którym można było używać węża ogrodowego do mycia koni.
* * *
- Myślisz, że uda nam się dzisiaj przekonać Criss’a abyśmy pojechali pod koniec nad rzekę? – zagadała do mnie Emily, dopinając popręg swojego wierzchowca.
Nie byłem zbyt zafascynowany tym pomysłem. Szczególnie dzisiaj chciałem sprawdzić nowy tor crossowy z Gammą. Wspominali, że jest w tym całkiem dobra. Ten dzień miał zadecydować o tym jakie konie zostaną wybrane do tej specjalizacji. Criss będzie prowadził dodatkowe lekcje dla tych koni i jeźdźców. To byłby dobry moment by pokazać się z jak najlepszej strony. Ale zarówno Gamma jak i ja byliśmy totalnie rozkojarzeni. Ja myślałem o Mistrallu, któremu zapomniałem założyć derki, a klacz cały czas miała głowę pochyloną w kierunku stajni z nadzieją, że się tam zaraz teleportuje.
Pogoda też była do kitu. Zamiast stać wyprostowanym, ja kuliłem się od zimnego wiatru, poprawiając strzemiona. Zachmurzone niebo straszyło nadejściem deszczu a gołe drzewa miotały się, chcąc uciec. Mimo tego nikt nie zrezygnował z popołudniowych jazd z Crissem. Robił je na tyle rzadko, że aż wszyscy zdążyli zatęsknić do wyjazdów w teren. A i tak nie ma się co martwić, bo już będzie tylko zimniej, więc można powiedzieć, że jest dzisiaj ciepło… No dobra…, nie można. Jest lodowato. Jeszcze nie wsiadłem na konia a palce nóg już mi zamarzły.
- Wsiadajcie – oznajmił Criss, wyprowadzając ze stajni Namka. Poprawił strzemiona i wsiadł na hucułka. Wysportowany konik ani myślał by uważać się za gorszego w gronie arabów i fryzyjczyków. Dumnie postawił łeb i zarżał donośnie, jakby chciał powiedzieć „Z drogi śledzie, Szef tu jedzie”.
Uśmiechnąłem się na myśl o tym i przełożyłem wodze przez szyje Gammy. Siwa popatrzyła na mnie pełna energii i zaczęła przeżuwać wędzidło. Włożyłem nogę do strzemienia i wybiłem się, siadając w siodle. Klaczka poruszyła się do przodu, pod moim ciężarem. Postawiła uszy w kierunku lasu i czekała na sygnał. Gamma świetnie nadawała się na konia przodowego. Wystarczyło tylko lekko dać znak łydką a ona śmiało wyprzedzała inne konie, idąc na początek. Była bardzo wrażliwa, na każde bodźce, dlatego trzeba było się z nią ostrożnie obchodzić. Gdybym pociągnął ją mocno za wodze, mogłaby stanąć dęba lub wierzgnąć. Popuściłem więc jej wodze, a ja założyłem rękawiczki jeździeckie, bo już prawie straciłem w nich czucie. Na jej grzbiecie było mi cieplej, chociaż gdybym pojechał na oklep byłoby jeszcze lepiej.
- Wszyscy gotowi? – zapytał Criss, przejeżdżając na Namku obok nas i idąc na przód – To w drogę.
Zaczęliśmy ustawiać się w prowizoryczny zastęp. Dancing z Kaylą zostali na końcu, więc wstrzymałem Gammę, aby ci mogli wjechać przede mnie. Uśmiechnąłem się do niej kiedy wjeżdżała przed nas. Nie musiała nic mówić, bo jej odwzajemniony uśmiech odpowiedział za nią.
Niestety Gamma jako koń na tyły to nie za bardzo dobry pomysł. Cały czas musiałem uważać by ta nie wyprzedzała i nie wjeżdżała w tył Dancingowi. Az w końcu Siwa się zdenerwowała i jak tylko zbliżała się do konia przed nią, gryzła go w zad. Taki z niej uroczy konik.
Uśmiechnąłem się mimo tego i pochyliłem się do tyłu by trochę zwolniła. Ale ona chciała już galopować i gdy tylko przeszliśmy do kłusa parsknęła zawiedzona, że nie jest to szybszy chód. Powinienem ją chyba przed każdą jazdą wylonżować, by energia ją tak nie rozpalała.
Kiedy znaleźliśmy się na torze crossowym, wreszcie ku jej radości, mogła wyprzedzić inne konie i stanąć jako pierwsza w rzędzie.
- Ktoś chce iść na pierwszy ogień? – zapytał z zawadiackim uśmieszkiem Criss, przeszywając nas wzrokiem.
Ktosiu?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz