Kazałam przejść Namkhajowi do galopu, a kiedy wykonał parę okrążeń ze spuszczoną głową i uchem postawionym w moim kierunku pozwoliłam konikowi przejść do kłusa, a potem do stępa. Odpięłam lonżę od jego kantara i zwijając ją ruszyłam w stronę wyjścia, a Namek posłusznie ruszył za mną. Linda podbiegła do mnie i obie poszłyśmy do stajni.
- Namkhaj chyba bardzo cię lubi - uśmiechnęła się dziewczyna patrząc w tył na podążającego za mną jak cień wałacha.
- Może - zaśmiałam się - Jeżdżę na nim często, żeby nie stracił kondycji.
- A ile ogólnie tu jest koni? - spytała zaciekawiona.
- Hmm... Daj mi chwilkę. Mi liczenie zabiera strasznie dużo czasu - jęknęłam i zabrałam się do mozolnego przeliczania koni klubowych, oraz prywatnych, których tyle dzisiaj przyjechało - Dziewięć. Razem z prywatnymi oczywiście.
- To nie tak źle - stwierdziła z udawaną powagą.
- No coś ty! - żachnęłam się udając głos dorosłego, który dziwnie przypominał głos Madeline - To okropne! Dziwię się, że ten klub w ogóle funkcjonuje! Skandal i hańba! Tyle ci powiem.
Linda zaczęła chichotać co później przerodziło się w głośny śmiech. Ja również zaczęłam się śmiać. Namek natomiast parskną cicho nie wiedząc zabardzo czemu wydajemy takie nadludzkie dźwięki.
- Dobry konik - uśmiechnęłam się do niego i pogłaskałam go po nosie. W tej samej chwili doszłyśmy do stajni, więc zamknęłam Namka w boksie i zabrałam się do przedstawiania Lindzie wszystkich koni.
Linda?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz