sobota, 30 sierpnia 2014

Od Jessa

Kłosy zboża kołysały się niczym ocean, budując kolejne, potężne fale pchane wiatrem. Błękitne niebo, które nie wpuszczało do siebie żadnej białej chmurki było jak nadejście czegoś niesamowitego. Słońce grzało mnie w plecy. A ja szedłem opustoszałą, kamienistą drogą, przed siebie. Na ramieniu miałem torbę, która była moim jedynym bagażem. Cały czas kroczyłem z uśmiechem na twarzy, bo to miejsce aż eksplodowało radością.
Nagle usłyszałem jak odgłos rżenia jakiegoś konia rozniósł się echem po okolicy. Tętent kopyt rytmicznie uderzał o ziemię. Po chwili ujrzałem galopującego kasztanka w moją stronę. Jego grzywa powiewała niczym jesienna trawa. Orzechowa szyja wygięta w łuk nadawała mu dumy i niesamowitego uroku. Niesforna gwiazdka na wicherku czyniła z niego kapryśnego konika. Był taki piękny, gdy z lekkością motyla przemierzał soczysto, zielone pastwiska. Pokłusował do ogrodzenia i parsknął pełen energii. Jego mądre oczy patrzyły na mnie pełne wolności. Były jak dwa szczęśliwe ogniki. Chyba nigdy nie zapomnę widoku tego zadbanego konia.
- Cześć mały – wystawiłem do niego rękę.
Ten szturchnął ją mając nadzieje, że mam dla niego coś dobrego. Pogłaskałem go po jego błyszczącej szyi.
- Jak się nazywasz piękny, co? – oparłem się o płot, rzucając torbę gdzieś na trawę.
Kasztanek wyglądał na zainteresowanego moją obecnością. Przywitał mnie jako pierwszy kiedy inne konie energicznie jadły trawę.
- Widać, że jesteś od nich mądrzejszy – wyszeptałem mu do ucha, dotykając jego chrap – Bo tylko ty wiesz, że mam coś lepszego od trawy.
Wyjąłem z kieszeni woreczek z marchewkami, które kupiłem w sklepie spożywczym niedaleko przystanku autobusowego. Koń na zapach przysmaku pokiwał kilka razy łbem i parsknął zachęcając mnie abym oddał mu marchewki.
Zaśmiałem się i po połówkach wystawiałem kasztankowi przed pysk. Nie jadł łapczywie jak wiele innych koni. Powoli przeżuwał, delektując się każdym kawałkiem.
- Witam! – usłyszałem męski głos.
Odwróciłem głowę. Szedł tam facet prowadzący gniadego araba, który radośnie postawił uszy w stronę kasztanka.
- Dzień dobry – uśmiechnąłem się.
Mężczyzna wydawał się być tak około trzydziestki. Podał mi przyjaźnie dłoń.
- Criss Goldenwood – przedstawił się.
- Jesse Farris.
Osobnik przede mną zmarszczył czoło po czym się rozmyślił.
- To ty jesteś naszym nowym klubowiczem? – zapytał, pozwalając by jego koń powąchał się z kasztankiem.
- Tak, właśnie szedłem w tamtą stronę – pogłaskałem po szyi dumnego konia za mną.
- Myślałem, że przyjedziesz autobusem. Jest jeszcze jeden przystanek do stadniny.
- Autobus zepsuł się w połowie drogi, dlatego idę tak przez dwie wsie, ale przynajmniej miałem więcej czasu na poznanie okolicy – uśmiechnąłem się do mężczyzny.
- Podoba mi się twoje nastawienie – zaśmiał się krótko.
Kasztanek lekko szturchnął mnie w plecy. No tak, przestałem mu dawać marchewki.
- Widzę, że już poznałeś naszego Mistrala – wskazał na konia wyjadającego mi marchewki.
- A więc Mistrall – poklepałem konia po szyi – Piękny koń.
- A ten arab to Fiery Flower. Tak jak Mistrall jest koniem klubowym.
Na mojej twarzy przeleciał uśmiech. Marzyłem aby dosiąść tego kasztanka.
- Chciałbym cię zobaczyć na jego grzbiecie – powiedział, jakby czytał mi w myślach i pociągnął za uwiąz Flower, która ciągnęła pyskiem do marchewek w mojej dłoni – Jestem instruktorem od Crossu, więc na pewno mnie to nie ominie.
Przez kilka sekund mocował się z arabem.
- Mogę jej dać? – zapytałem widząc jak jej „ślinka cieknie” na widok marchewek.
- Pewnie – uśmiechnął się – Właściwie to i tak zabrałem ją na spacer by pojadła sobie trochę trawy i poznała nowe przeszkody, które niedawno przywieźliśmy. Nie chciałem aby była potem płochliwa gdy ktoś ją zabierze poskakać na nowy parkur Crossowy. Bo ja dbam o zdrowie Klubowiczów – zaśmiał się żartobliwie wypinając pierś.
- Widać, że jest pełna energii – potrząsnąłem głową.
- To prawda, każdy koń jest teraz pełny i chętny do jazdy. W końcu cieszą się, że będą mogłi komuś zrobić rodeo na jeździe. A te nasze koniska to są takie chytre i sprytne, że aż strach się bać – z twarzy nie schodził mu uśmiech, widać było, że rozmawianie o koniach sprawia mu przyjemność.
Schowałem pusty worek po marchewkach do kieszeni, gładząc po grzywie Mistrala.
Gdzieś w oddali usłyszałem donośne rżenie. Flower i Mistrall postawiły uszy. Pan Criss też to zauważył bo podniósł uważnie głowę, niczym nasłuchujący koń. Aż zauważyliśmy trzy galopujących jeźdźców na koniach po świeżych ścierniskach.
- Oho, widzę, że Kayla znalazła już sobie nowe przyjaciółki – zaczął mężczyzna.
Mnie bardziej zachwyciły konie, na których jechały dziewczyny. Wyglądały na bardzo zadbane. Widać, że są tu kochane zwierzęta.
Instruktor pomachał dziewczynie ręką a te podjechały do nas klepiąc radośnie swoje wierzchowce.
- Cześć dziewczyny! – chwycił pewniej klacz Arabską, która ponownie wyrywała się do koni.
- Dzień dobry – odparła dziewczyna na karym koniu o białej strzałce i skarpetkach.
- Cieszę się, że was spotkałem. To jest – wskazał na mnie – nasz kolejny członek klubu.
- Cześć – powiedziałem przyjaźnie.
Wtedy instruktor podał mi wolny uwiąz.
- Weź Mistrala do stajni – polecił.
Kiedy ja już miałem zaprzeczyć, że nie wiem gdzie ona jest, szybko dodał.
- Dziewczyny pokażecie mu gdzie się ona znajduje?

Kayla?, Linda?, Alex?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz