Jego kopyta rytmicznie uderzały o iskrzący się w słońcu piasek. Lśniące mięśnie poruszały się z lekkością, a jego szybki oddech przyprawiał mnie o drżenie. Rudy biegł kłusem niedaleko mnie jakbyśmy byli połączeni niewidzialną lonżą. Głowę miał opuszczoną i prawie dotykał chrapami podłoża, uszy miał skierowane w moją stronę i czekał tylko na mój sygnał. Wtedy odwróciłem się do niego tyłem, kładąc ręce wzdłuż ciała i spuszczając wzrok. Odezwała się do mnie cisza. Przestałem słyszeć kopyta uderzane o piach. Nawet ptaki milczały tą chwilę kiedy moje serce było pewne wątpliwości. Przez te parę sekund wszystkie najczarniejsze myśli przegalopowały po mojej głowie. A jeśli nie przyjdzie, akurat teraz, kiedy obserwuje nas Angelica…? A może bardziej atrakcyjna była dla niego trawa w narożniku? A co jeśli zaciekawiło go coś innego? Cisza. Pod bluzą wali mi głośno serce. Te kilka sekund, tak dla mnie długie były po to abym i ja mu zaufał. Bo nie tylko on ma to zrobić – ja też muszę.
Uśmiechnąłem się.
- Ufam ci – szepnąłem, zamykając oczy.
Wtedy jak na zawołanie moje uszy wykryły znajomy mi odgłos kopyt. Mistrall zarżał i pokłusował do mnie. Szturchnął mnie swoimi chrapami w ramię, a ja poczułem niesamowitą radość, która wiązała się też z ekscytacją. Od tej chwili Rudy ani myślał mnie opuścić. Gdzie tylko poszedłem on ruszał za mną. Nawet ta rażąca zielenią trawa w narożniku, soczysta jak grzech dla koni nie skłoniła go do zatrzymania. Zapomnieliśmy się totalnie. Byliśmy tylko my. Połączeni niewidzialną liną, która nigdy już nie miała się rozerwać. Na zawsze.
Z niesamowitego transu obudził mnie odgłos klaskania. Obróciłem się w stronę głównego wyjścia, gdzie stała Kayla z mamą i Criss’em, który pokazał mi kciuk w górę. Nabrałem większej pewności siebie i poszedłem w ich kierunku.
- Chyba się udało – uśmiechnąłem się, gładząc kasztanka po szyi.
- Było genialnie Jess! – mężczyzna pochylił się nad barierką – Widzicie jaki mam dar wybierania koni, to dzięki mnie jechałeś tamte zawody na Mistrallu.
Criss uśmiechnął się kładąc sobie rękę na piersi udając wielce zasłużonego.
- Jakby to miało coś z tym wspólnego – wtrąciła się Kayla trącając go w brzuch.
Ten popatrzył na nią z wielce poważną miną i zagroził jej palcem. Jednak nie minęła chwila a ci wymienili między sobą uśmiechy i przybili sobie piątkę.
Niestety Angelica stała w miejscu z przeszywającym milczeniem. Bałem się. Bo co…, tylko przez to, że udało nam się wykonać join-up, Mistrall ma się stać mój… Nie, to się nie uda.
Kayla chrząknęła patrząc na swoją mamę, bo i ta zauważyła, że się nie odzywa
- Mamo… co o tym sądzisz? – zapytała z nutą niepewności.
Kobieta patrzyła się przez chwilę na kasztanka a potem przeniosła swój wzrok na mnie, a ja wytrzymałem jej spojrzenie.
- Jess… - zaczęła – Ja wiem, że Mistrall jest dla ciebie ważny. To wspaniały koń i już jako dwulatek widać było, że wiele osiągnie. Dlatego też go kupiłam. Z nadzieją, że przyniesie klubowi wiele zasług.
Popatrzyła znów na wałcha, który znudzony grzebał kopytem w piasku. Nie wiedziałem co o tym myśleć, wiem tylko, że z minuty na minutę co raz bardziej boli mnie brzuch. Za dużo nerwów na jeden dzień…
- Och daj spokój Angelica, popatrz tylko… – zaczął spokojnie Criss, ale kobieta przerwała mu stanowczym spojrzeniem.
- Kilka lat po tym jak go kupiliśmy – kontynuowała Angelica – nastał problem z doborem właściwego jeźdźca dla Mistralla. Znaleźliśmy kilku niezłych kandydatów, ale żaden nie widział w nim tego czego szukał. Dlatego przeniosłam go do szkółki by tam mógł mieć pole do popisu. Ale dzisiaj widzę, że znalazłam odpowiedniego jeźdźca – odparła lekko się do mnie uśmiechając.
Nie mogę opisać tego jak mi ulżyło. Po prostu kamień spadł mi z serca.
- Czyli Mistrall może być koniem Jess’a? – Kayla była także pozytywnie zaskoczona.
- Oddam ci go pod opiekę, Jess, ale mam nadzieję, że nie schowasz go dla siebie, tylko będziesz godnie reprezentował na nim nasz klub. Mam jeszcze kilka warunków – minę miała poważną – Jeden - podniosła palec wskazujący – Będziesz startować na nim w zawodach, a dochody z nich przeznaczone będą na klub. A dwa – podniosła kolejny palec – Mam nadzieję, że w ramach wdzięczności włączysz się w jakieś dodatkowe prace, na przykład pomógłbyś stajennym, bo zima przychodzi wielkimi krokami a pracy coraz więcej.
Nie mogłem uwierzyć, w to co powiedziała. Otworzyłem szeroko oczy i usta same się otworzył. Byłem totalnie zaskoczony. Jeszcze przed chwilą byłem pewien, że powie kategorycznie nie, ale jak widać ja i ona mieliśmy z tego jakieś plusy.
Kayla krzyknęła swój radosny okrzyk i przeskoczyła przez płotek wpadając mi w ramiona. Uśmiech nie chciał mi zejść z twarzy. Gdyby nie ona… Tyle dla mnie zrobiła i to jeszcze za nic w zamian. Gdy tylko poczułem jej ciepło, uścisnąłem ją ramionami. Była taka niezwykła… aż nie chciałem wypuścić ją z objęć. Jednak nie trwało to długo bo Kayla poszła też uściskać mamę a do mnie przyszedł Criss podając rękę.
- Gratuluję nabycia nowego konia – uśmiechnął się.
- Dziękuję, nawet nie wiesz jak mi pomogłeś – odezwałem się nadal zaskoczony, a moje serce nie przestało bić jak oszalałe.
- Oj tam, oj tam – zaśmiał się – Nie żebym był jakoś bardzo dobrotliwy ale od czasu do czasu trzeba zainwestować w młodzież.
Położył mi dłoń na ramieniu, a ja ruszyłem w stronę Angelicy.
- Dziękuję… - zacząłem.
- Och, już nie dziękuj – uśmiechnęła się – mam nadzieję, że i ja będę mieć z tego jakieś korzyści. Przyjdź do mnie jutro do biura, to zbiorę jakieś papiery.
- Tak bardzo dziękuję…
- No już idź, bo zaraz się rozmyślę - popatrzyła na mnie pogodnie.
Zapiąłem uwiąz do kantara Mistralla i razem z Kaylą ruszyliśmy do stajni.
- Musimy to jakoś uczcić – zacząłem – Co sądzisz o jakiejś imprezie? Moglibyśmy zaprosić wszystkich klubowiczów. Oczywiście ja stawiam! – jak widać, dobry humor nie chciał mnie już opuścić.
Kayla? (sorki, że tak długo, ale sprawdziany przedświąteczne mnie ostatnio natarczywie atakują XD)