niedziela, 30 listopada 2014

Od Jess'a Cd Kayli

- Tylko jak…? – popatrzyłem na nią zrezygnowany.
Kayla nie zastanawiała się nawet przez sekundę.
- Słyszałeś kiedyś o takiej technice, którą wymyślił Monty Roberts? Nazywa się „Join-up” – uśmiechnęła się, kiedy tylko o tym wspomniała.
Przefiltrowałem w głowie co mogło to oznaczać, jednak najwidoczniej nie natknąłem się jeszcze z tym stwierdzeniem.
Pokręciłem głową.
- Nie. A co to jest? – spytałem zainteresowany.
Dziewczyna zwolniła chód, zrywając kawałek wysokiej trawy.
- A więc, Monty Roberts został nazwany zaklinaczem koni dzięki swojej metodzie komunikacji z końmi zwaną „join-up” co znaczy połączenie. Dzięki niej można zdobyć zaufanie konia, nie robiąc mu krzywdy. Polega to na tym, że musisz wypuścić konia, na przykład na lonżownik i kazać mu biec, używając mowy ciała. Zachęcasz go wtedy do rozmowy, w której opowiadasz mu, że przy tobie może czuć się bezpiecznie. Wtedy zacznie reagować i przesyłać ci znaki w postaci skierowanego ucha do ciebie, pochylenia głowy i lizania lub przeżuwania. Po tym odwracasz się do niego tyłem i spuszczasz wzrok. I jeśli wszystko pójdzie dobrze to on do ciebie podejdzie – wyraźnie rozmowa o tym sprawiała radość Kayli.
Po jej opisie nie wydawało się to zbyt trudne ale i też w pewnym sensie mnie ono zaciekawiło. Nie słyszałem jeszcze o czymś takim.
- Myślisz, że mógłbym to zrobić z Mistrallem?
Dziewczyna była jednak zafascynowana swoim pomysłem.
- Zawołam Angelicę i pokażemy jej to – Kayla niemal podskoczyła ze szczęścia – To jest genialny pomysł!
- A jeśli Mistrall do mnie nie podejdzie? – mnie jednak naszły pewne niepewności. Jeśli wydawało mi się to takie łatwe, to na pewno takie nie będzie.
- Nie martw się o to. Musisz skupić się tylko na tym co robisz a on cię wysłucha. Ale jak chcesz to mogę ci pożyczyć książki o jeździe naturalnej, tam jest to lepiej opisane.
- Okej – uśmiechnąłem się z nadzieją. Jednak ostatecznie nie wiedziałem czy i to przekonałoby Angelicę.
Otworzyłem bramkę na pastwisko a Kayla wypuściła Geronima a zaraz po nim pogalopował Mistrall. Jego chrapy powiększyły się a szyję wypiął dumnie podnosząc ogon. Przypomniał mi się moment kiedy po raz pierwszy go zobaczyłem. Dostrzegłem w nim radość i to czego najbardziej potrzebowałem – jego oczy mówiły do mnie: „Jak dobrze, że wreszcie przyszedłeś. Potrzebuję cię”. Sama jego chęć do tego, bym nie odchodził zachęcała mnie do działania, motywowała mnie każdego ranka bym coś z tym zrobił. Po prostu chciałem, żeby mi zaufał. Dzisiaj jest inaczej. Gra toczy się już nie tylko o zaufanie ale i o wolność. Żadne z nas nie posiadło jeszcze tej wielkiej mocy.
Kayla zamknęła bramę, po czym szturchnęła mnie lekko w ramię.
- Patrz – szepnęła – Tam jest Criss i Angelica.
Ruszyłem za jej spojrzeniem. Faktycznie, stali tam i najwyraźniej żwawo o czymś dyskutowali. Czy aby dobrze im przerywać…?
Kayla spojrzała mi wymownie w oczy. Teraz albo nigdy. Miejmy nadzieje, że Criss nam pomoże…
Ruszyliśmy w ich kierunku.

Kayla?

Od Jess'a

- Gamma, dzisiaj jest bardzo ważny dzień. Obiecaj mi, ze zachowasz się jak należy!
Spojrzałem jej w oczy. Błyszczały zawadiacko, jakby klacz odpowiadała „Wiesz, że nie będę”. Zaśmiałem się i wyprowadziłem Siwą z boksu. Chciałem zająć się nią osobiście, nie mogłem znieść myśli, że ktoś inny mógłby zrobić to za mnie, dlatego nie poszedłem na obiad. Długo i starannie wyczesywałem jej sierść oraz grzywę, która układała się miękką falą na silnej, muskularnej szyi klaczy. Przemawiałem do niej ciepłymi, łagodnymi słowami i pieszczotliwe drapałem ją za uchem. Gamma oparła łeb na moim ramieniu. Staliśmy tak jakąś chwilę w zupełnej ciszy. Czasem milczenie potrafi być bardzo wymowne, bardziej treściwe niż potok słów. Szczególnie, kiedy chodzi o konie. One nie potrzebują wyrazów. Swoje emocje potrafią oddawać w inne, jakże subtelne sposoby. Jeśli człowiek patrzy uważnie, ale sercem, a nie oczyma, potrafi te emocje bezbłędnie odczytać. Nagle grupa ludzi pojawiła się w pobliżu, głośno rozmawiając i dowcipkując. Czar prysł. Westchnąłem i poszedłem z klaczą do pomieszczenia, w którym można było używać węża ogrodowego do mycia koni.

* * *
- Myślisz, że uda nam się dzisiaj przekonać Criss’a abyśmy pojechali pod koniec nad rzekę? – zagadała do mnie Emily, dopinając popręg swojego wierzchowca.
Nie byłem zbyt zafascynowany tym pomysłem. Szczególnie dzisiaj chciałem sprawdzić nowy tor crossowy z Gammą. Wspominali, że jest w tym całkiem dobra. Ten dzień miał zadecydować o tym jakie konie zostaną wybrane do tej specjalizacji. Criss będzie prowadził dodatkowe lekcje dla tych koni i jeźdźców. To byłby dobry moment by pokazać się z jak najlepszej strony. Ale zarówno Gamma jak i ja byliśmy totalnie rozkojarzeni. Ja myślałem o Mistrallu, któremu zapomniałem założyć derki, a klacz cały czas miała głowę pochyloną w kierunku stajni z nadzieją, że się tam zaraz teleportuje.
Pogoda też była do kitu. Zamiast stać wyprostowanym, ja kuliłem się od zimnego wiatru, poprawiając strzemiona. Zachmurzone niebo straszyło nadejściem deszczu a gołe drzewa miotały się, chcąc uciec. Mimo tego nikt nie zrezygnował z popołudniowych jazd z Crissem. Robił je na tyle rzadko, że aż wszyscy zdążyli zatęsknić do wyjazdów w teren. A i tak nie ma się co martwić, bo już będzie tylko zimniej, więc można powiedzieć, że jest dzisiaj ciepło… No dobra…, nie można. Jest lodowato. Jeszcze nie wsiadłem na konia a palce nóg już mi zamarzły.
- Wsiadajcie – oznajmił Criss, wyprowadzając ze stajni Namka. Poprawił strzemiona i wsiadł na hucułka. Wysportowany konik ani myślał by uważać się za gorszego w gronie arabów i fryzyjczyków. Dumnie postawił łeb i zarżał donośnie, jakby chciał powiedzieć „Z drogi śledzie, Szef tu jedzie”.
Uśmiechnąłem się na myśl o tym i przełożyłem wodze przez szyje Gammy. Siwa popatrzyła na mnie pełna energii i zaczęła przeżuwać wędzidło. Włożyłem nogę do strzemienia i wybiłem się, siadając w siodle. Klaczka poruszyła się do przodu, pod moim ciężarem. Postawiła uszy w kierunku lasu i czekała na sygnał. Gamma świetnie nadawała się na konia przodowego. Wystarczyło tylko lekko dać znak łydką a ona śmiało wyprzedzała inne konie, idąc na początek. Była bardzo wrażliwa, na każde bodźce, dlatego trzeba było się z nią ostrożnie obchodzić. Gdybym pociągnął ją mocno za wodze, mogłaby stanąć dęba lub wierzgnąć. Popuściłem więc jej wodze, a ja założyłem rękawiczki jeździeckie, bo już prawie straciłem w nich czucie. Na jej grzbiecie było mi cieplej, chociaż gdybym pojechał na oklep byłoby jeszcze lepiej.
- Wszyscy gotowi? – zapytał Criss, przejeżdżając na Namku obok nas i idąc na przód – To w drogę.
Zaczęliśmy ustawiać się w prowizoryczny zastęp. Dancing z Kaylą zostali na końcu, więc wstrzymałem Gammę, aby ci mogli wjechać przede mnie. Uśmiechnąłem się do niej kiedy wjeżdżała przed nas. Nie musiała nic mówić, bo jej odwzajemniony uśmiech odpowiedział za nią.
Niestety Gamma jako koń na tyły to nie za bardzo dobry pomysł. Cały czas musiałem uważać by ta nie wyprzedzała i nie wjeżdżała w tył Dancingowi. Az w końcu Siwa się zdenerwowała i jak tylko zbliżała się do konia przed nią, gryzła go w zad. Taki z niej uroczy konik.
Uśmiechnąłem się mimo tego i pochyliłem się do tyłu by trochę zwolniła. Ale ona chciała już galopować i gdy tylko przeszliśmy do kłusa parsknęła zawiedzona, że nie jest to szybszy chód. Powinienem ją chyba przed każdą jazdą wylonżować, by energia ją tak nie rozpalała.
Kiedy znaleźliśmy się na torze crossowym, wreszcie ku jej radości, mogła wyprzedzić inne konie i stanąć jako pierwsza w rzędzie.
- Ktoś chce iść na pierwszy ogień? – zapytał z zawadiackim uśmieszkiem Criss, przeszywając nas wzrokiem.

Ktosiu?

niedziela, 23 listopada 2014

Klubowicze

Już minął termin ostateczny napisania opowiadań przez członków Klubu Jeździeckiego Tryumf. W klubie zostają:
Kayla
Cole
Jess
Emily
Rita (nowa klubowiczka)
Dziękuję za aktywność i piękne opowiadania :)
Natomiast reszta osób które do minionej daty nie zgłosiły, że nie chcą dalej uczestniczyć w wirtualnym życiu na blogu lub po prostu nie napisały opowiadania zostają wyrzucone.

Przykro mi trochę, że liczba klubowiczów tak bardzo zmalała i mam nadzieję, że ci którzy zdecydowali się na pozostanie w Tryumfie zatroszczą się o to by blog miał nieco więcej członków :)

poniedziałek, 17 listopada 2014

Od Kayli - Nowy

Galop ogiera przerodził się w dziki cwał. Odetchnęłam głęboko i oddałam się szaleńczemu pędowi silnych nóg konia. Zaśmiała się kiedy Dancing lekko podrzucił zadem lecz ściągnęłam wodze żeby wiedział, że nie wolno mu wierzgać. Zwolnił nieco, a ja usiadłam mocniej w siodle zmuszając go do w pełni kontrolowanego i zebranego galopu. Skręciliśmy w drogę leśną opuszczając rozległą łąkę na której spędziliśmy ostatnie pół godziny. W teren wyjechałam nie całą godzinę temu aby wymęczyć Grassa przed wieczornym treningiem ujeżdżeniowym. Był już nieco zmęczony więc postanowiłam wracać. Kiedy leśna droga zwęziła się pozwoliłam ogierowi przejść do kłusa, a gdy wyrównał oddech również do stępa. Nagle poczułam jak komórka w mojej kieszeni zaczyna wibrować. Szybko wyciągnęłam ją i odebrałam.
- Gdzie ty się podziewasz?! - usłyszałam zdenerwowany głos Agnelicy.
- Jestem w terenie - odparłam - A co?
- Przecież ci mówiłam! Jadę po nowego konia! To trzylatek gotowy do zajeżdżania - oznajmiła - Miałaś jechać ze mną! Ale skoro cię nie ma to jadę sama.
- Nie możesz trochę poczekać? Będę za piętnaście minut - poprosiłam. Rzeczywiście Angelica mówiła mi dwa dni temu, że kupiła konia, którego po zajeżdżeniu da jako konia klubowego. Zupełnie wyleciało mi to z głowy.
- No dobrze - zgodziła się - Ale musisz bardzo się śpieszyć bo sprzedawca nie będzie na nas czekał.
- Dobra, dobra. Pa.
- Pa - Angelica rozłączyła się, a ja z powrotem schowałam komórkę.
- Okay, Ger pokaż co potrafisz - szepnęłam do konia przykładając mu łydkę i zachęcając do galopu. Ogier chyba wyczuł mój pośpiech bo puścił się żwawo, chętnie pędząc do stajni. Zwolnił do stępa dopiero kiedy wjechaliśmy na drogę dojazdową do Tryumfu.
- No kochany! - ucieszyłam się - Zajęło nam to tylko siedem minut.
Kiedy dojechaliśmy przed stajnię Grass był już występowany więc tylko wytarłam go i wyczyściła mu kopyta.
- Gotowa! - zawołałam podbiegając do terenowego auta z przyczepą do przewozu koni mojej przybranej matki, która siedziała już w środku.
- To bardzo prestiżowa hodowla - Angelica spojrzała krytycznym wzrokiem na moje ubłocone bryczesy i warkocz z którego wymknęło się parę kosmyków. Miałam jeszcze nieco owsa w butach po tym jak zrobiliśmy (Jess, ja, Alex i Lidna) wojnę na owies pod czas karmienia koni. Tego jednak nie było widać.
- Podobno ci się śpiesz - zauważyłam siadając na miejscu pasażera - Ile się jedzie?
- Jakieś pół godziny - odparła zapalając silnik i ruszając - Koń po którego jedziemy to klaczka z paszportem resztą papierów i aktualnymi szczepieniami. To Fryzyjka po championie w skokach.
- A mama? - spytałam - Taki bardziej pospolity konik czy też jakiś fenomen?
- Zanim została przeznaczona wyłącznie do hodowli startowała w westernie. Nie jestem z tego specjalnie zadowolona, ale przecież nikt nie będzie na niej uprawiał rodeo!
- A czemu nie? - zaśmiałam się - Skoro ma predyspozycje to można spróbować.
- W Tryumfie nikt nie będzie ujeżdżał konia westernowo w Tryumfie. To ośrodek WKKW i tego się trzymajmy - zaskoczył mnie chłodny ton kobiety.
- Ale... Co w tym złego? - zdziwiłam się poczułam też pewnego rodzaju zawód. No bo przecież co komu przeszkadza jeden w połowie westernowy konik?!
- Nic złego, ale nasza stajnia ma pewną specjalizację i kierunek treningowy. Chciałabym żeby jeźdźcy w Tryumfie zajmowali się tylko skokami, jazami w teren i ujeżdżeniem. Nie chcę rozwijać nowych kierunków. Oczywiście możecie się ścigać i robić z końmi głupoty typu kładzenie, ale western to coś zupełnie innego. Tak poza tym to przecież rasa Fryzyjska więc nigdy nie będzie dobra w westernie. Nie wiem co to w ogóle za pomysł specjalizować Fryza w westernie...
Kłótnia z Angelicą nie miała sensu więc tylko westchnęłam i zapatrzyłam się w krajobraz za szybą. Cała dalsza droga minęła w dość niezręcznym milczeniu więc z ulgą wysiadłam z samochodu kiedy moja macocha zaparkowała na parkingu. Na drodze do stajni czekał na nas młody mężczyzna w bryczesach i bluzie.
- Przyjechała pani po Cavalgadę? - spytał Angelicę.
- Tak - odparła - Jestem Angelica Handson.
- Matt McCafflin, miło mi - mężczyzna uśmiechnął się.
- Kayla poleć po derkę i ochraniacze. Są na tylnym siedzeniu - rozkazała Angelica.
- Jasne - mruknęłam i pobiegłam w stronę samochodu. Otworzyłam drzwiczki i chwyciłam sprzęt przygotowany dla Cavalgady. Podobało mi się to imię i byłam też bardzo ciekawa jak wygląda jego właścicielka. Szybko pobiegłam z powrotem do Angelicy i Matta, którzy już wchodzili do jednej ze stajni. Trzeba przyznać, że ośrodek był wielki. Oczywiście nie widziałam całego ale sądząc po tym ile aut stało na parkingu, jak dużo koni znajdowało się na pastwisku i jaki ruch panował na placu przed stajnią i w niej, był wielki. Tuż przed wejściem do stajni zwolniłam do szybkiego kroku. Rozglądnęłam się dookoła i zobaczyłam ich wchodzących do jednego z dalszych boksów. Podeszłam do nich i również weszłam. Klacz przed którą się znalazłam była przepiękna... Jej kruczoczarna sierść lśniła w świetle promieni przedostających się przez okno w boksie, a grzywa falami opadała na jej zgrabną szyję. Cavalgada zaniepokojona widokiem nowych osób stuknęła kopytem ozdobionym gęstą szczotką pęcinową. Zaraz potem jednak zaczęła obwąchiwać kieszeń mojej kurtki wyczuwając najpewniej smakołyki które w niej miałam.
- No masz piękna - szepnęłam wyjmując smaczka i podając go klaczy. Ta ufnie wzięła cukierka z mojej dłoni. Wzięłam kantar i założyłam go jej po czym przypięłam uwiąz.
- Mam ją wyprowadzić? - spytałam.
- Tak - zgodziła się Angelica sprzęt założymy jej na zewnątrz. Wyszłam na korytarz, a Cava ruszyła za mną. Szła spokojnie strzygąc tylko uszami na dźwięki wydawane przez inne konie lub stajennych czy jeźdźców.
- Pójdzie pani ze mną po papiery? - spytał mężczyzna, a Angelica skinęła głową.
- Dasz sobie radę? - spytała odwracając się do mnie.
- Tak tylko gdzie jest koniowiąz?
- Tam - McCafflin wskazał drugi koniec placu przed stajnią. Podprowadziłam tam klaczkę i po przywiązaniu założyłam jej derkę. Następnie zapięłam ochraniacze na nogach i na ogonie, a gdy koń był gotowy usiadłam na koniowiązie i zaczęłam głaskać klacz po pysku. Ta prychnęła cicho i trąciła mnie pyskiem w ramię. Uśmiechnęłam się i pomyślałam jak cudownie będzie się z nią pracowało. Już na pierwszy rzut oka widać, że jest to pełna energii i zapału ambitna klaczka.
- Kayla! - zawołała do mnie Angelica wychodząc z budynku za stajnią z teczką pod pachą - Zbieramy się!
Odwiązałam Cave i podprowadziłam do przyczepy. Tam Angelica i Matt opuścili rampę, a ja wprowadziłam i uwiązałam trzylatkę.Potem wyszłam bocznymi drzwiczkami i pomogłam im zamknąć przyczepę.
- Do widzenia - mruknęłam uśmiechając się lekko do McCafflina i nie czekając na odpowiedź wskoczyłam do auta. Moja "mama" też się pożegnała i kiedy wsiadła do samochodu odjechałyśmy z stadniny.
- I jak ci się podoba Cavalgada? - spytała Angelica takim tonem jakby już zapomniała o naszej kłótni na temat westernu.
- Jest piękna - stwierdziłam z rozmarzeniem - I ma świetny temperament. Będzie się na niej fajnie jeździło.
- A ta już o jeździe myśli! - zaśmiała się kobieta - Pamiętaj, że treningi z młodym koniem trzeba przeprowadzać powoli. Minie jeszcze trochę czasu zanim ci pozwolę jej dosiąść.
- Wiem, wiem - prychnęłam - Ja po prostu już to sobie wyobrażam.
Droga powrotna wydawała mi się o wiele krótsza. Może to dla tego, że rozmawiałyśmy przez cały czas. W każdym razie kiedy już dojechałyśmy wyprowadziłam Cave z koniowozu i zaprowadziłam pod koniowiąz, żeby zdjąć z niej sprzęt. Klacz rozglądała się z zainteresowaniem dookoła podziwiając nowe miejsce. Kiedy zdjęłam derkę i ochraniacze zaprowadziłam ją do przygotowanego dla niej boksu i po nagrodzeniu smakołykiem zostawiłam ją w stajni i poszłam do pokoju.

C. D. M. N. (ciąg dalszy może nastąpi XD)

niedziela, 16 listopada 2014

Od Kayli Cd Jess'a

- Pewnie tak... - westchnęłam - Ale damy radę.
Uśmiechnęłam się do Jess'a.
- Chodź musimy wytrzeć konie - powiedział i ruszył do siodlarni po ręczniki do wycierania koni, a ja poszłam za nim. Kiedy już znalazłam się z powrotem przy Dancing'u wycierając jego mokrą sierść zaczęłam myśleć o tym, że Jess mnie przytulił. Oczywiście mogło to być tylko przyjacielskie podziękowanie za pomoc. Ja jednak nie mogłam powstrzymać oszalałego bycia serca wywołanego dotykiem chłopaka.
- Za jakieś parę godzin i tak mam zamiar pojeździć na Grassie - odezwałam się odpędzając od siebie myśli o tym, że chyba jestem zakochana w kimś oprócz mojego cudownego konika.
- To ja wtedy wsiądę na Mistralla, a z Gammą popracuję wieczorem - oznajmił Jess, który właśnie skończył wycierać kasztanka i zabrał się za klacz. Ja wywiesiłam mój ręcznik na koniowiązie i zamieniłam ogłowie ogiera na kantar.
- Odprowadzimy je na pastwisko? - spytałam.
- Mistralla i Gera tak, ale Gamma była niegrzeczna więc odprowadzę ją do boksu i już możemy iść - odparł blondyn i chwyciwszy mocno za uwiąz klaczy zaprowadził ją do stajni. Kiedy wrócił oboje odwiązaliśmy konie (Jess zdążył już założyć Mistrallowi kantar i przywiązać go) i ruszyliśmy drogą w stronę pastwisk zaczęliśmy rozmawiać o tym jakich argumentów najlepiej użyć, żeby przekonać Angelice, że Mistrall powinien należeć do Jess'a tak, żeby tylko on z nim pracował i mógł z nim robić co chce.
- Moim zdaniem powinieneś jej pokazać twoją więź z tym koniem - zaproponowałam - Co o tym myślisz?

Jess? <3

Od Cole'a

Hmmm... Nudzi mi się. Na prawdę, po kilku dniach bezczynnego leżenia w łóżku można ześwirować. No dobrze, może to, że wskoczyłem do lodowatego jeziora w środku jesieni nie było zbyt mądre, ale warto było.
Nie wiem czemu nagle naszła mnie chęć dowiedzenia się która godzina. Więc co zrobiłem? Oczywiście nie wychodząc spod kołdry spróbowałem dosięgnąć szafki. Akurat komórka z moim bezcennym zegarkiem leżała sobie spokojnie na mini-stoliku i nigdzie jej się do mnie nie spieszyło. Dziwnym trafem dla zabawy wczoraj sprawdzałem jak daleko mogę odsunąć szafkę. Cóż... Mogę być z siebie dumny. Machając ręką chyba liczyłem, że telefon magicznie przyleci wprost w moje ręce. Niestety nic z tego. Miarka się przebrała! Muszę poćwiczyć.
Wstałem z łóżka i sprawdziłem godzinę. 15.20. Aha. Ubrałem się w miarę ciepło (żeby nie było) i pobiegłem do Skylight. Na przywitanie dałem mu kostkę cukru. Oczami wyobraźni niemalże widziałem jak mówi: "No nareszcie! Trzeba nadrobić te zaległości!". Szybko umyłem i osiodłałem konia który był tak samo szczęśliwy jak ja. Zanim wskoczyłem na grzbiet Sky sprawdziłem czy nikt mnie nie przyłapał. Jak na razie czysto. Ogier prawie od razu zerwał się do galopu, jednak go uspokoiłem.
- Dzisiaj tylko ujeżdżalnia - powiedziałem do wierzchowca.
Świetlik zarżał mocno urażony.
- I to bez przesady - dodałem.
Kiedy dotarliśmy na ujeżdżalnię zaczęliśmy ćwiczyć. Skakaliśmy około pół godziny, gdy zorientowałem się, że ktoś patrzy. Tym kimś była Emily.
- Ktoś tu nie powinien wylegiwać się w łóżeczku? - spytała grożąc mi palcem jak małemu dziecku - Bardzo nieładnie.
Pokazałem dziewczynie język i zeskoczyłem ze Skylight.
- Ile już patrzysz?

Emily?

Od Rity Cd Kayli

-Hej... -usmiechnęłam się niepewnie. Może nie będzie tak źle? Może zdobędę przyjaciół? A co jeśli one chcą mniw kręcić? Na przykład grają w "wyzwania" i teraz dziewczyna chce mnie wkręcić? Muszę być ostrożna.
-Nieźle jeździsz. -powtórzyła Kayla. Uznałam, że to trochę dziwne... Kayla widząc moją minę dodała:
-Hah, powtarzam się - uśmiechnęła się przepraszająco. - Poprostu sprawiasz wrażenie, Jakbyś mi nie wierzyła.
Takiej odpowiedzi się nie spodziewałam. Dziewczyna chyba czekała, aż coś powiem... ale ja nie wiedziałam jak zacząć rozmowę. Pewnie pomyśli, że jestem jakaś niedorozwinięta.
-Który to twój koń? -spytałam w końcu. Dopiero później dotarło do mnie, jak głupie pytanie zadałam. Co jeśli na tej łące nie było jej konia? A może w ogóle go nie miała? Miałam nadzieję, że nie zrobiłam z siebie snobistycznej laluni.
-Jest na innym padoku. -powiedziała. - Właśnie do niego szłam - pokazała uwiąz w jej ręce.- Chcesz iść ze mną?
Zastanawiłam się chwilę... W końcu postanowiłam, że nich się dzieje co chce. Przecież muszę mieć jakiś przyjaciół... Nie tylko w Japoni.
Kiwnęłam głową i ruszyłyśmy po konia dziewczyny. W trakcie spaceru, raczej ona rozmawiała. Mówiła o Klubie i jego członkach. Ja tylko słuchałam i odczasu wtrącałam jakieś pytanie.
W końcu dotarłyśmy na miejsce.
-Oto Dancing -wskazała konia, który biegł w naszą stronę. Po chwili był już przy nas. Zaczał witać swoją właścicielkę. Przyjrzałam się tarantowatemu ogierowi. Był... przepiękny.

Kayla?

Od Jess'a Cd Kayli

Wbiłem wzrok w Kayle, czując jak łomocze mi serce. W środku cały krzyczałem z podekscytowania.
„Chcę Mistralla”
Odebrało mi jednak mowę. Jej słowa były takie szczere, że aż nie mogłem ich sobie powtórzyć w myślach. To prawda, że polubiłem Mistralla, ale to za mało powiedziane – ja go pokochałem. Mimo tego, że formalnie nie był mój to i tak chciałem aby i on mi zaufał. Dzisiaj nie tylko ja zaufałem Mistrall’owi; razem sobie za\ufaliśmy. To było coś niezwykłego.
Przypomniały mi się słowa ojca: „Koń nie jest niczyją własnością. My jedynie możemy zostać jego partnerem – połączeni wzajemnym szacunkiem i zaufaniem.”
Ale teraz, kiedy siedzę na grzbiecie Siwej i widzę kasztanka, który sprężystym krokiem idzie tuż obok mojej nogi czuję jak ogarnia mnie niesamowita ekscytacja. Mistrall popatrzył w moim kierunku. Mimo tego, że nawet go nie dotykam, czuję jego bicie serca, moc, która bije od jego mięśni, odgłos kopyt uderzających o kamieniste podłoże. W tej chwili nie liczyło się nic innego – pragnę by pozostał ze mną na zawsze. Do tond, jeszcze nigdy czegoś tak bardzo nie chciałem.
„Chcę Mistralla”
- Jess… - zaczęła niepewnie Kayla, obserwując moje zachowanie – Ja po prostu myślałam…
- Nie – przerwałem jej, przecząc jej wypowiedzi, ale żołądek znów mi się ścisną. Musiałem się powstrzymywać od drżenia w głosie – Dziękuję…
Uśmiechnąłem się do niej najszczerzej, jak umiałem. Moja twarz zdradzała wszystkie uczucia, które się we mnie kryły. Niepewność, strach, podekscytowanie, wdzięczność.
- Naprawdę mogłabyś porozmawiać z Angelicą? – na mojej twarzy pojawił się niemrawy uśmiech.
- Pewnie – odwzajemniła uśmiech, przesuwając dłonią po grzywie Geronima.
- Ale… - wszystko to do mnie jeszcze nie dochodził – ja nie mam pieniędzy. Nie umiałbym się nim dobrze zająć.
Przełknąłem z trudem ślinę. Chcę mieć „Rudego” ale bardziej pragnę jego szczęścia.
- Jess, na pewno sobie z nim poradzisz. Jesteście w swoim towarzystwie szczęśliwi. Powiedz tylko, czy tego chcesz – popatrzyła na mnie z łagodnym uśmiechem.
„Chcę!”
Popatrzyłem na Mistralla. Chcieliśmy tego obydwoje.
Kiedy wjechaliśmy przed stajnię, ześlizgnąłem się z Gammy i przywarłem całym ciałem do wałacha, obejmując go za szyję. Cały czas z twarzy nie mógł mi zejść uśmiech. Czy to sen? Nie możliwe…Po czym spojrzałem na Kaylę, która spokojnie gładziła dłonią Geronima po mokrej szyi. Ten trącił ją pyskiem, a dziewczyna uśmiechnęła się do niego. Lustrowałem ją wzrokiem. Była taka niesamowita…
Podszedłem do niej i tak po prostu objąłem ją ramionami. Tyle jej zawdzięczam… Nie wiem czy sam kiedyś bym się odważył powiedzieć wprost, że chcę kupić Mistralla. Ale ona rozumiała mnie bez słów. Jej głowa spoczęła na moim ramieniu a jej włosy łaskotały mnie w policzek. Czułem od niej ciepło, które rozeszło się po moim ciele.
- Dziękuję – szepnąłem jeszcze raz, odsuwając się od niej.
Kayla uśmiechnęła się do mnie, a mi korciki ust, też poleciały do góry.
- Teraz musimy tylko przycisnąć Angelice – odparłem z nutą zwątpienia – Nie sądzę by było to łatwe.

Kayla? <3

czwartek, 13 listopada 2014

Od Kayli Cd Rity

- Cześć - uśmiechnęła się do nowej - Twój koń był super! Zresztą tak samo jak ty. Ja mam na imię Kayla, a to są Linda i Alex.
Moje kumpele również uśmiechnęły się do dziewczyny. Przyglądnęłam się jej dokładnie i zdałam sobie sprawę, że ona jest nieśmiała. Przypomniałam sobie jak po śmierci rodziców zamknęłam się w sobie i bałam się dosłownie wszystkiego. Musiałam wyglądać podobnie jak ona.
- Rita - odparła w końcu i rzucając nam ostatni zakłopotany uśmiech szybkim krokiem wyszła ze stajni.
- Dziwna - stwierdziła Linda patrząc w ślad za oddalającą się Ritą.
- A ty to niby normalna jesteś? - zaśmiałam się - Ja bardzo ją lubię. Jest tylko troszkę nieśmiała. To wszystko.
- Może... - westchnęła Alex - Chyba też ją całkiem lubię, ale trudno powiedzieć bo w końcu wybąkała tylko jedno słowo.
- I co z tego? - broniłam dziewczyny - Ale świetnie jeździ i to musicie przyznać.
- Nawet nie skoczyła tej niziutkiej przeszkody, a lotna to przecież nic - Linda pokręciła głową - Nie jeździ świetnie.
- Właśnie oceniłaś mnie na mniej niż zero - warknęłam.
- Nie umiesz zrobić lotnej zmiany nogi?! - Alex popatrzyła na mnie z wyraźnym zaskoczeniem malującym się na jej twarzy.
- Tak - odparłam cicho - I co z tego?
- No w sumie nic... Ale przecież tak dobrze jeździsz! Skakałaś przeszkody w klasie C, cwałowałaś, potrafisz kłaść, kłaniać i dębować konia no i przecież umiesz wykonać z Dnacing'iem piaf, pasaż i trawers. To dużo! Sądziłam, że umiesz też lotną zmianę nogi - powiedziała Alex.
- Nie, nie potrafię - ucięłam i chwyciwszy uwiąz wiszący na ścianie siodlarni poszłam w stronę pastwisk, żeby wziąć stamtąd mojego ogiera. Kiedy znalazłam się przy paddockach zobaczyłam Ritę przyglądającą się pasącym się koniom.
- Hej - mruknęłam podchodząc do niej i stając obok.

Rita?

Od Kayli Cd Jess'a

- Bierz Mistralla! - krzyknęłam z rozmachem otwierając boks Dancing'a i wyprowadzając ogiera ze stajni błyskawicznie wskoczyłam na niego i pogoniłam do galopu. Zdziwiony z początku ociągał się, ale gdy dostrzegł, że naprawdę mi się śpieszy ruszył za klaczą, która skręciła już na łąki znikając mi prawie z oczu. Chwyciłam się kurczowo grzywy żeby nie spaść i jeszcze pogoniłam Grassa. Kiedy zjechaliśmy na łąki usłyszałam za sobą stukot kopyt i parę sekund później wyprzedził mnie Jess na Mistrallu. Chłopak trzymał się tylko grzywy, a jego blond włosy targała siła pędu z jakim poruszali się jeździec i koń. W tej chwili zdałam sobie sprawę, że i ja nie mam toczka i jak ta gonitwa może się skończyć znając moje szczęście do spadania z konia. Szybko jednak porzuciłam ponure myśli skupiając się całkowicie na gonieniu klaczy.
- Dalej kochany dasz radę - dopingowałam ogiera który dzielnie starał się dogonić Mistralla i Gammę, która biegła dosłownie parę metrów przed kasztankiem. W końcu Ger zrównał się z wałachem. Konie krótko biegły obok siebie bo Jess w idealnej harmonii z Mistrallem zachęcił go do jeszcze szybszego biegu tak, że jechali teraz tuż obok Gammy. Chłopak uniósł się na grzbiecie konia, a ja zdałam sobie sprawę co on ma zamiar zrobić.
- Jess nie! - wrzasnęłam lecz on oczywiście mnie nie słuchał i po prostu przeskoczył z Mistralla na klacz. Ta czując ciężar jeźdźca na swoim grzbiecie wierzgnęła lekko, ale on już zdążył mocno usiąść na jej grzbiecie. Lekko odchylił się do tyłu i dosiadem nakazał klaczy skręcić. Obserwowałam to wszystko z zapartym tchem, a do głowy przyszła mi tylko jedna myśl: Jess jest zupełnie jak Lorenzo Lamas. Chłopak zatoczył z klaczką parę kółek zmuszając ją do zwolnienia. Po pełnej napięcia chwili klacz zatrzymała się zupełnie, a zaraz za nią Mistrall, który przez cały czas biegł za nimi.
- Wow... - szepnęłam i podjechałam do niego - Mam dać ci moje ogłowie?
- Nie trzeba - odparł klepiąc klacz - Ale myślę, że wystarczy nam jazdy na oklep na dzisiaj.
- Zdecydowanie tak - zgodziłam się ze śmiechem - Wracamy?
- Tak. Najlepiej kłusem wtedy wyrówna im się oddech - zaproponował, a ja dopiero teraz zdałam się, że Dancing jest cały mokry i ciężko dyszy.
- No... - westchnęłam - Trzeba im będzie też sprawdzić kopyta, bo w końcu galopowały po kamieniach.
- Żaden nie kuleje więc pewnie się nie popodkuwały - stwierdził.
- Mam nadzieję.
Ruszyliśmy kłusem w "zastępie" bo ja prowadziłam, żeby Gamma się nie wyrwała. Kiedy przeszliśmy do stępa i znów jechaliśmy obok siebie postanowiłam powiedzieć Jessowi to co od dawna przychodziło mi do głowy.
- Wiesz... Widziałam tą więź pomiędzy tobą, a Mistrallem kiedy tak pędziliście za Gammą i to było takie, no... Nie wiem jak to powiedzieć, ale osiągnęliście wielki poziom wzajemnego zaufania. On powinien być twój. Jak chcesz to mogę pogadać z Angelicą - uśmiechnęłam się widząc zaskoczenie malujące się na jego twarzy.

Jess? <3

Od Jess'a Cd Kayli

- Okej – uśmiechnąłem się chwytając ogłowie – Dzisiaj wezmę Gammę.
Kayla popatrzyła na mnie przez ułamek sekundy.
- Na oklep? – w jej głosie rozbrzmiało rozbawienie.
- Pewnie, czemu nie – ruszyłem w kierunku drzwi.
Dziewczyna wyszła razem ze mną na chłodne powietrze. Mimo tego, że złote słońce ogrzewało moje plecy, wiedziałem, że to ostatni moment kiedy może być tak pięknie. Mrozy nadchodziły wielkimi krokami.
- Podobno lubi nieźle pobrykać na ujeżdżalni – zaczęła z mściwym uśmieszkiem – Będę cię wypatrywać na ziemi.
Uśmiechnąłem się jednym kącikiem ust, który bardziej przypominał grymas. Faktycznie, oklep nie był najlepszym początkiem na koniu, którego się za bardzo nie zna. Jednak słowo się rzekło.
- Jeszcze zobaczymy, kto tu pierwszy spadnie – trąciłem ją ręką w ramie.
- Już widzę, tą twoją glebę – zatarła ręce z podekscytowania.
- Przykleję się do grzbietu super glue – zaśmiałem się, otwierając boks siwej klaczki.
Usłyszałem cichy chichot z boksu Geronima.
- Masz kłopot. Angelica zużyła cały klej dwa dni temu – odpowiedziała rozbawiona.
- Ha. Ha. Ha – odparłem sarkastycznie, gładząc Gammę po grzbiecie.
Zacząłem czyścić zaklejki, które powstały na sierści klaczy, pod wpływem błota, które jest teraz na pastwisku.
Gamma popatrzyła na mnie nie ufnie ale stała spokojnie w miejscu, pozwalając mi czyścić jej pod popręgiem. Cały czas nie mogłem uwierzyć, że należy do mnie. Jednak wtedy przed oczami pojawiał mi się Mistrall… Wiem, że jest on dla mnie czymś więcej niż koniem szkółkowym. Tylko, że problem tkwi w tym, że na razie nie umiem tego powiedzieć. Jakbym bał się do tego przyznać. Cóż… tak trudno zmierzyć się z prawdą, że ten rudzielec nigdy do mnie nie należał i nie będzie należeć.
- Spisałam z Gammą wniosek o to by cię zrzuciła – nagle przed progiem boksu klaczki stanęła Kayla.
Chwyciłem kopyto klaczy i zacząłem je czyścić kopystką. Wtedy ona gwałtownie wyrwała nogę i mocno wbiła je w ziemie. Przewróciłem oczy i oparłem się ręką o grzbiet Gammy.
- Nie no, piękny układ – udawałem obrażonego.
Kayla poklepała siwą po szyi z uśmiechem.
- Bo widzisz, dziewczyny się bardziej rozumieją – zaśmiała się – Chłopacy nigdy nie zrozumieją dziewczyn. Co nie? – zwróciła się do niej i pogładziła ją po chrapach.
Rzuciłem w nią sianem, a ona obdarzyła mnie zdziwionym spojrzeniem. Zaśmiałem się, ale zaraz i ja dostałem garścią siana. Zaczęliśmy się obrzucać, a ja udając strach schowałem się za Gammą. Po chwili goniliśmy się po całym boksie, nie zwracając uwagi na to, że klaczka zaciekawiona wygląda z otwartego boksu.
Popchnąłem Kaylę na siano, a że ona trzymała mnie za rękaw poleciałem na dół z nią. Leżeliśmy na sianie śmiejąc się kiedy zauważyłem, że Gammy nie ma już w boksie, a drzwi nie zostały zamknięte.
- Łapać ją! – podniosłem się gwałtownie z ziemi, widząc jak z podniesionym ogonem wybiega kłusem ze stajni.

Kayla?

Od Rity

Weszłam do stajni troszkę zgarbiona. Swoje niebiesko-fioletowe włosy zakryła kapturem. Nie chciałam rzucać się w oczy. Zaraz pewnie by do mnie podeszli i zaczęli zaprzyjaźniać, albo by świdrowali mnie wzrokiem z pogardą i zawiścią... W stajni stało kilka dziewczyn przy boksach (prawdopodobnie) swoich koni. Rozmawiały ze sobą i śmiały się. Ja po cichu podkradłam się do Deusa. Był nieco poddenerwowany. Poczas długiej podróży z Japonii musieliśmy podawać mu środki uspokajające. Postanowiłam się z nim przejechać, aby go uspokoić. Wzięłam szczotki oraz rząd wałaha i weszłam do jego boksu. Powitał mnie cichym rżeniem i pacnięciem chrapami w ramię. Dałam mu smakołyk. Z zapałem i radością skonsumował cukierka. Zaczęłam go czyścić. Przy okazji (po raz setny) sprawdziłam, czy nic sobie nie zrobił podczas podróży. Na szczęście wszystko było ok. Gdy Deus i ja byliśmy już gotowi, ostrożnie otworzyłam boks. Dziewczyny nadal ze sobą rozmawiały. Jedna z nich mnie spostrzegła, ale nie zainteresowała się mną. Wyprowadziłam konia z boksu i skierowałam się na dwór. Stukot kopyt o podłogę zwrócił uwagę dziewczyn. Nie obracałam się, aby nie zobaczyć jak na mnie zareagowały. Weszłam z Deusem na plac. Dopięłam popręg i go dosiadłam. Zaczęłam z nim powoli stępować. Wtedy spostrzegłam dziewczyny ze stajni. Stały przy ogrodzeniu i przyglądały mi się z zaciekawieniem.
-Mamy widownię. -szepnęłam do konia. Starałam się ignorować dziewczyny i czerpać przyjemność z jazdy. Udało mi się to. Gdy rozstępowałam i rozkłusowałam Deusa doszłam do wniosku, że chyba nic się nie stanie, jeśli sobię poskaczę. Akurat na ujeżdżalni stał mały krzyżak. Zakłusowałam i skierowałam konia na krzyżaka, jednak Deus nie chciał skakać. Wyłamał. Zrozumiałam, ze nadal jest poddenerwowany.
-Nie dzisia kochany. -powiedziałam i wróciłam na ścianę. Zagalopowałam z prawej. Zrobiłam ze trzy okrążenia i zmieniłam kierunek przez środek ujeżdżalni z lotną zmianą nogi. W tę stronę też ze trzy okrążenia. Później ćwiczyłam jeszcze rochę zmianę nogi w galopie i przeszłam do kłusa. Gdy skończyłam trening i stępowałam konia. Przypomniałam sobie o dziewczynach ze stajni. Dyskretnie spojrzałam w tamtą stronę. Niestety... były tam. Dotarło do mnie, że pewnie widziały moją nieudaną próbę skakania. Zawstydziłam się. Gdy już rozstępowałam wałaha. Poluźniłam popręg i zsiadłam. Poklepałam konia po szyi. Bardzo dobrze mu dzisiaj szło, tylko był trochę spięty. Ruszyłam w kierunku wyjścia. Moi "widzowie" śledzili mnie wzrokiem, a gdy szłam już do stajni ruszyli za mną. Slyszałam jakieś szepty... pewnie na mój temat. Wprowadziłam Deusa do boksu. Nie był mocno spocony po treningu, więc tylko przejechałam go słomą w niektórych miejscach. Jeszcze raz poklepałam konia. Wyszłam z boksu i stanęłam tuż przed dziewczynami. Nie miałam gdzie uciec, więc niepewnie się uśmiechnęłam. Wtedy jedna z nich odezwała się.

Kayla?

100 postów!

Klub Jeździecki "Tryumf" dzięki wam ma ponad 100 postów!!! Oby tak dalej :)

Nowa klubowiczka!

Imię i nazwisko: Rita Black
Płeć: kobieta
Wiek: 16 lat
Cechy charakteru: Rita to osoba zamknięta w sobie. Całkowicie oddaje się swoim pasjom i zainteresowaniom. Jest małomówna i skryta. Nieufna wobec obcych. Jednak gdy się ją bliżej pozna, okazuje się, że to wesoła i przyjazna "sadystka" uwielbiająca horrory. Trudno jest jej nie zauważyć w tłumie (nie tylko z powodu dziwnego wyglądu).
Zalety: Rysuje... znajomi i rodzina mówią, że bardzo ładnie, ale ona nie jest co do tego przekonana. Jest bardzo kreatywna i ma wybujałą wyobraźnię. Potrafi gotować japońskie potrawy (nie tylko Sushi). Zna się też trochę na sztukach walki.
Wady: Panicznie boi się rowerów (to ZUO wcielone). Bazgroli jak lekarz, czasem mówi szybciej niż myśli. Często farbuje sobie włosy. Jeszcze częściej wpada w fazy, w których odpływa z tego świata i myśli o niebieskich migdałach.
Rodzina: Mama (japonka) Ayame Kurogane, Tata Anthony Black, zmarła siostra Lily,
Historia: Jak tu dotarła? Gdy mieszkała w Japonii chodziła do Tokijskiego Klubu Jeździeckiego. Jednak z powodu pracy rodziców, musieli się przeprowadzić. Zamieszkali w miasteczku niedaleko Klubu "Tryumf", który Rita szybko znalazła i do niego dołączyła. A jeśli chodzi o jej wcześniejszą historię... to nikomu jej nie opowiada (chyba, że najbliższym przyjaciołom).
Partner: Na razie nikt się w niej nie zakochał...
Ulubiona dyscyplina: Skoki
Koń: Deus Ex Machina (w skrócie Deus)
Staż: Od dziecka (10-11 lat).
Nick: Deus Ex Machina
Inne zdjęcia:
brak

Imię: Deus Ex Machina
Data urodzenia: 12 Kwietnia 2008
Płeć: wałach
Temperament: Deus to bardzo ciekawski i żywy koń. Bardzo lubi pracować z doświaczonymi jeźdźcami. Jest on równiez inteligentny. Nie nadaje się dla jeźdźców początkujących. Czasami odbija mu palma i udaje ogiera.
Specjalizacja: Skoki
Właściciel: Rita Black

Od Kayli

Obudziłam się jak zwykle wcześnie. Przeciągnęłam się i szybko wyszłam z łóżka. Chwyciłam za bryczesy, koszulkę i bluzę i zaczęłam ubierać się błyskawicznie. Kiedy założyłam też buty i czapsy wybiegłam z pokoju i udałam się na dół do kuchni. Włączyłam czajnik zagotowując wodę i przygotowując kakao. Kiedy napój był gotowy wyszłam na zewnątrz. Powietrze było chłodnie i rześkie, ale zapowiadał się piękny jesienny dzień. Chwyciłam mocniej gorący kubek grzejąc ręce i ruszyłam w kierunku stajni. Kiedy weszłam do siodlarni aby zabrać mój sprzęt do czyszczenia zobaczyłam siedzącego przy oknie Jessa, który czyścił siodło Mistralla.
- Cześć - uśmiechnęłam się i usiadłam obok niego.
- Hej - chłopak oderwał wzrok od siodła, a po chwili jego oczy przeniosły się na kakao.
- Moje - oznajmiłam przeczuwając jego zamiary.
- Nic mnie to nie obchodzi - zaśmiał się wyrywając mi kubek i upijając spory łyk - Teraz jest moje.
- Ty świnio! Sam sobie zrób! - krzyknęłam i nachyliłam się żeby zabrać mu kakao. On jednak wyciągną rękę tak, że nie mogłam dosięgnąć mojej własności.
- Oddaj - zażądałam udając wkurzoną. Tak naprawdę bardzo mnie to bawiło i wcale nie byłam zła na Jessa. Bardzo go lubiłam (może nawet za bardzo) i cieszyło mnie, że spędzamy razem czas.
- Nie mam zamiaru - prychnął - Sama sobie musisz wziąć!
- Jess... - jęknęłam błagalnie.
- No niech ci będzie - zgodził się lecz zanim oddał mi kubek wypił jeszcze jeden łyk. Kiedy już dostałam kubek trzepnęłam go w głowę i zabrałam worek ze szczotkami. Podeszłam do boksu Dancinga, a kiedy uporałam się z zasuwą znalazłam się przy koniu.
- Cześć piękny - szepnęłam całując ogiera w miękkie i lekko wilgotne chrapy. Zaczęłam czyści tarantowatą sierść konia. Kiedy Grass miał już czyste kopyta, a jego sierść lśniła wróciłam do siodlarni po ogłowie.
- Idę na halę poskakać na oklep - oznajmiłam Jessowi - Chcesz jechać ze mną?

Jess? <3

wtorek, 11 listopada 2014

Blog odżywa na nowo!

UWAGA wszyscy klubowicze!!! Ostatnio blog zaczął się sypać... Przypuszczam, że to przez szkołę i nawał prac domowych, ale teraz znów wstaje na nogi! Pomóżcie i z nową werwą zabierzcie się za pisanie opowiadań! WSZYSCY są proszeni o napisanie opowiadania!!! Macie czas do 22.11.14!!! Ci, którzy do tego czasu nie napiszą opowiadania zostaną wywaleni!!! Zachęcam też tych którzy chcą zostać w Tryumfie o zaproszenie nowych członków! Każda pomoc mile widziana, a pomysły na konkursy zostaną wynagrodzone :)
Pozdrawiam i życzę weny :p